niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział V



"Im smutek głębiej drąży waszą istotę,
tym więcej możecie pomieścić radości."




Wyszłem przed klub i teleportowałem się wraz z nią do do mojego domu. Było po 3 w nocy, moja matka już spała. Zaniosłem ją do swojego pokoju i położyłem na łóżku. Poszłem do szafy i wyciągnąłem swoją koszulę. Ściągłem z niej sukienkę, a to co zobaczyłem odebrało mi mowę. Jej piersi były naturalnie piękne, brzuch dosyć płaski, więc pewnie ćwiczyła. Na dłużej zatrzymałem się na jej brzuchu. Kolo pępka było znamię, w kształcie połowy serca. Nie było wielkie, ale wiedziałem, że jest to połowa serca. Skąd? Mam takie samo, a to znaczy, że.. Granger ma coś ze mną wspólnego! Eggh! To dziwne. Założyłem jej szybko swoją koszulę i poszedłem wziąść prysznic, żeby zmyć smutki. Po 15 minutach założyłem czystą bieliznę i wyszedłem z łazienki. Już miałem się udać do pokoju gościnnego, gdy usłyszałem głośne "Aaaaaaaaa!" ,a później szloch. 
-Dobrze, że mam pokój wyciszony zaklęciem, bo matka, by na zawał padła- powiedziałem i udałem się na łóżko gdzie już teraz siedziała płacząca Granger- Co jest?
-Kolejny koszmar, znowu z rodzicami- zapłakała jeszcze głośniej.
I co ja mam zrobić? Nie umiem pocieszać! Zazwyczaj, gdy dziewczyna płakała to ją całowałem, ale to jest Granger! Nie to żebym nie chciał pocałować jej malinowych ust, ale to nie takie proste. Chociaż i tak jest jeszcze pijana, więc jutro tego, by nie pamiętała. Westchnąłem i ją przytuliłem, gdy nie było słychać już płaczu i dziewczyna się nie telepała, powiedziałem;
-Dobra Granger, teraz idź znowu spać, bo ja też się chce wyspać- już wstawałem żeby odchodzić, gdy złapała mnie za nadgarstek.
-Zostań- wychrypiała, a widząc ją w tym stanie nie mogłem odmówić. 
Położyłem się koło niej, a ona wtuliła się w mój nagi tors. Uśmiechnąłem się, gdy doszedł do mnie zapach jej perfum. Pachniała orchideeami. Z błogim uśmiechem na ustach zasnęłem.


~~~~~~~~

Gdy się obudziłam nie byłam nie byłam u siebie w pokoju. Zobaczyłam blondyna, który smacznie spał. Najwidoczniej musiałam wczoraj za dużo się napić, czego dowodem była moja pulsująca z bólu głowa. Nagle wpadłam na pomysł. Znalazłam różdżkę Draco i powiedziałam;
-Accio eliksir na kaca, pióro, pergamin.
Wszystko natychmiast do mnie przyleciało. Najpierw wypiłam zbawiający eliksir, a następnie napisałam;


Malfoy!
Nie wiem co się wczoraj stało, ale nie chciałam
Cię budzić. Spotkajmy się, więc o
17 w Trzech Miotłach.
Odpisz odrazu jak się obudzisz.

~Granger

Ps.Mam u Cb dług wdzięczności za przenocowanie.


Zostawiłam kartkę na jego biurku nocnym i się teleportowałam do swojego domu. 
Szłam w kierunku kuchni, ale zatrzymało mnie kolejne szarpnięcie. Przeszedł mnie dreszcz. Myślałam, że to znowu, któryś ze Śmierciożerców. Gdy obróciłam się w stronę sprawcy, pożałowałam, że nie jest to żaden z popleczników Czarnego Pana, bo osoba, która stała przedmną była o wiele groźniejsza. Otóż ową osobą, była panna Weasley, która ciskała teraz we mnie błyskawicami. Burza nadeszla szybciej niż myślałam.
-Hermiono Jean Granger! Gdzieś Ty się podziewała! Czemuś Ty okłamała mnie i Harrego?! Czemu..- tutaj przerwała i uważnie na mnie spojrzała- I co Ty wogóle masz na sobie?!
-O kurwa!- przeklęłam siarczyście. Najwidoczniej "wielkoduszny" Malfoy musiał przebrać mnie w jego koszulę żeby mi się lepiej spało. Chwila to znaczy, że moja sukienka jest u niego, a co najważniejsze widział mnie pół nagą! Ja sobie dzisiaj z nim porozmawiam. Moje rozmyślania przerwało chrząknięcie Rudej- No, bo wiesz  Ginny.. -wszystko jej opowiedziałam, wspominając również o tym spotkaniu dzisiajszym, które mam odbyć z Malfoyem. Obiecałam jej, że jeśli będę wszystko wiedzieć to jej powiem. Dzięki temu udało mi się udobruchać Gin. Jeszcze chwilę pogadałyśmy po czym Wiewiórka teleportowała się, bo pani Weasley organizowała dzisiaj obiadokolację dla jej rodzinny, więc musiała jej pomóc.
Poszłam wziąść szybki prysznic i się pozbyć zapachu Malfoya, który wsiąknęłam przez jego koszulkę. Nie to żeby mi przeszkadzał, bo pachniał tak, tak kusząco. Tak jak narcyz. Haha! Jest Narcyzem, więc używa perfumów z narcyzami! Zabawne dobranie. Gdy się wykąpałam wzięłam 2 kartki. Na obu tekst był taki sam, tylko zmieniły się imiona.


Witaj Harry/Blaise!
Za dwa dni urodziny Rudej. 
Spotkajmy się za godzinkę w Dziurawym Kotle żeby 
obgadać imprezkę.

~Hermiona


Ubrałam się w czerwoną rozkloszowaną spódniczkę, czarną bluzkę na ramioczka oraz czarne koturny. Włosy zaczesałam w wysokiego kucyka i zrobiłam delikatny makijaż. W torebkę wpakowałam telefon i portfel. Założyłam czarne okulary na głowę. Poczytałam przez chwilę książkę i teleportowałam się na miejsce spotkania. 
Gdy weszłam do środka zobaczyłam Harrego, który trzymał mi miejsce. Po 10 minutach zjawił się też Blaise.
-Wiecie chłopcy po co tu jesteśmy?- skineli zgodnie głowami. Pomyśleć jak się wszyscy zmienili. Jak moi przyjaciele i wrogowie się zmienili. Jak ja sama się zmieniłam. Przerwałam swoje myśli i zaczęłam prowadzić z nimi żywą konwersację.
Po kilku kłótniach i wyzwiskach doszliśmy do tego, że zorganizujemy imprezę w domu Blaise'a. A jego matka będzie wtedy u pani Malfoy. Harry zajmie się dekoracjami mają być "ogniste", ja zajmę się listą gości i muzyką, a Blaise alkoholem i jedzeniem.
Dochodziła już 17, więc zostawiłam chłopaków samych, którzy stwierdzili, że sobie jeszcze trochę popiją. Wyszłam na zewnątrz słońce grzało bardzo mocno, więc założyłam okulary na oczy i  ruszyłam w stronę Trzech Mioteł gdzie miał czekać na mnie Malfoy.


~~~~~~~~~~~




Wstałem po 14. Jakie było moje zaskoczenie, gdy nie zobaczyłem kasztanowłosej dziewczyny. Jej orchideowe perfumy nadal unosiły się w moim pokoju. Westchnąłem. Co ta dziewczyna ze mną robi!? Wredny, drań, który nie przepuściłby seksu, jeżeli dziewczyna spała, by u niego. A ja? Poprostu z nią spałem! Nic więcej. Miałem taką okazję, wkońcu była pijana i nie zrobiłem nic. Nawet jej nie namawiałem. Co się ze mną dzieje!? "Zależy Ci na niej"- powiedział jakiś głosik w mojej głowie.
-A weź się wal!- krzyknąłem sam do siebie. Zirytowany swoją postawą poszłem o dziwo wziąść kąpiel w wannie, a zazwyczaj biorę szybki prysznic i nie pozwalam sobie na takie rozluźnienie.
Po ponad godzinie wyszłem wypoczęty i rześki. Zauważyłem jakąs kartkę na szafce nocnej zapewne od brązowookiej. Przeczytałem ją, a treść była krótka. Chciała żebym spotkał się z nią w Trzech Miotłach i powiedział jej co się tam działo. Plus mam u niej dług wdzięczności. Uśmiechnąłem się wrednie. To będą dobre wakacje.
Owiniety w ręcznik zeszłem do kuchni. Mojej matki nie było. Zawołałem skrzata żeby zrobił mi spaghetti. Po 20 minutach było gotowe. Zjadłem wszystko i poszłem się ubrać. Ubrałem dżinsowe spodenki do kolan i bluzke na krótki rękaw w kolorze brzoskwiniowym z jakimiś napisami. Ułożyłem jeszcze włosy i teleportowałem się do Hogesmade.
Była za dwadzieścia, siedemnasta. Ruszyłem w stronę Trzech Mioteł. Kupiłem dwa piwa kremowe w butelkach. Podłapali to od mugoli i postanowili, że będą teraz tak sprzedawać. Co okazało się hitem! Usiadłem przy stoliku i czekałem na Granger.
Wpatrywałem się w ludzi, którzy wchodzili przez drzwi. Większość osób było mi dosyć znanych. To z Hogwartu, to z imprez, to z jakichś innych okazji. Nagle weszła dziewczyna, której nie poznałem.
 Była ubrana w czerwoną spódnice, czarną bluzkę i tego samego koloru wysokie buty. Miała długie nogi, zgrabną figurę i była zaokrąglona tam gdzie trzeba. Twarz miała zasłoniętą przez okulary przeciwsłoneczne, które w tej właśnie chwili zdjęła.
Okazało się, że to była Granger. Nie rozpoznałem jej! Szła w moim kierunku i się uwodzicielsko uśmiechała.
-Zatkaj buźkę, Malfoy- podeszła do mnie i ruchem ręki zatkała mi ją po czym dodała- Wiem, że jestem taka piękna, że nie możesz przestać się na mnie patrzeć, ale starczy jak narazie.
Prychnęłem poirytowany. Od kiedy ona jest taka pewna siebie?
-Granger od kiedy Ty taka skromna?- spytałem sarkastycznie.
-Zawsze jestem skromna- odpowiedziała i wystawiła mi język.
Pokiwałem głową z lekkim uśmiechem.
-Dobra, chodź idziemy się przejść.
-Wole tu posiedzieć.
-To od kogo się dowiesz co się wczoraj działo?- miałem to czego ona chciała, byłem wygrany.
-Dowiem się od Blaise'a.
-Jego nie było u mnie w domu.
Uśmiechnąłem się kpiąco, już wygrałem. Patrzyła na mnie zażenowana, a ja uśmiechałem się mściwie. Sprawiało mi wiele przyjemności, gdy droczyłem się z tą mała gryfoneczką. Ojj dużo się zmieniło od odejścia Voldemorta.
-Och! Dobra chodź!- była zła, bo wyszło na moje. Podałem jej butelkę kremowego piwa i wyszliśmy na zewnątrz.
-To gdzie idziemy?- zapytała.
-Daj mi rękę- odpwiedziałem.
Popatrzyła na mnie jak na idiotę- Oj no zaufaj mi!
-Tobie Malfoy, czy Ty siebie słyszysz?!
-Tak Granger, mi!
Nadal patrzyła się jak na debila. Wiedziałem, że nie poda mi tej ręki, chyba, że...
-Granger dawaj łapę, bo nie powiem Ci nic!
Zastanawiła się przez chwilę, po czym z westchnięciem rezygnacji podała mi dłoń.
Teleportowałem się z nią do jakiegoś zaułku.
-Serio Malfoy!? Chciałeś mnie zwieść do jakiegoś zaułku?!- krzyczała.
Przewróciłem oczami. Ponieważ nadal miałem jej dłoń pociągłem ją wzdłuż ulicy. Opierała się przez jakiś czas i krzyczała, ale po chwili musiała stwierdzić, że to nie ma sensu, bo przestała.
-Gdzie Ty ze mną Malfoy idzie...- nie dokończyła, bo naszym oczą ukazało się wielkie wesołe miasteczko- Nie wierze!
-To uwierz.
Patrzyłem jak na jej twarzy gości piękny, szczery uśmiech. Był niesamowity. Mógłbym wpatrywać się w niego przez długi czas. Był taki prawdziwy.
-Dlaczego..- znów nie dokończyła, bo jej bezczelnie przerwałem.
-..nie powiedziałem Ci gdzie chcę Cie zabrać?- potwierdzająco pokiwała głową- Chciałem Cię zaskoczyć. Pokazać, że nawet wredny, drań ma inne oblicze.
-Dlaczego chciałeś mi to pokazać?- dopytywała się.
W sumie dlaczego ja chciałem? Gdy tak na nią czekałem to jakoś samo wpadło mi do głowy.
-Dawno nie byłem w wesołym miasteczku- odparłem pierwsze co mi na język przyszło.
-No prosze Draco Malfoy i MUGOLSKIE wesołe miasteczko!
Wybuchła śmiechem. Na ten dźwięk nawet ja się lekko uśmiechnąłem.
-Dobra chodź już, a nie tak stoimy na środku- odparłem- Dziś ja stawiam.
Popatrzyła na mnie trochę nieswojo, ale pokiwała głową na znak zgody.
Podeszłem do biletera i nakupiłem bilety na wszystkie atrakcje. I tak przez ponad trzy godzinny zwiedziliśmy: młyńskie koło, kolejkę "śmierci", lustrzane pomieszczenie, "Smoczą jamę" gdzie mieli nas nastraszyć, "ufo", które kręciło się ciągle w kółko, dmuchańce i poszliśmy na paintball. Został nam jeszcze "romantyczny rejs" gdzie mieliśmy płynąć jedną łódką SAMI przez 2km tunel, który jest oświetlony tylko przez kilka lampek żeby dać tan "klimat". Opowiedziałem Granger wszystko co wydarzyło się wczorajszego dnia-nocy. W każdym razie wszystko co pamiętałem.
Nastała między nami cisza. Nagle wpadłem na pewien pomysł.
-Co Ty na to żeby zacząć od początku?
-Hymm.. ok- powiedziała- Cześć, jestem Hemiona Granger, uczę się w Hogwarcie. Jestem czarodziejką nieczystej krwi i mieszkam w Gryffinforze.
-Część, jestem Draco Malfoy, uczę się w tej samej szkole co Ty. Pochodzę z arystokratycznej rodziny i jestem ze Slytherinu.
-Ale i tak będę Ci dokuczać- powiedziała i wybuchła śmiechem.
-Ja Tobie też- wysapałem i wrzuciłem ją do wody.
Zacząłem się śmiać, ale, gdy po kilku chwilach nie wypływała zacząłem się bać.
-Granger! Granger!- krzyczałem i NIC- Granger do cholery!
I wtedy moja łódka się przewróciła i przy mnie znalazła się kasztanowłosa.
-Masz za swoje!- krzyknęła i zaczęła się śmiać po czym dodała "gonisz" i zaczęła szybko płynąć do przodku.
-Hahahahhaha złapie Cię!
Zdążyłem ją złapać tuż przed wyjściem z tunelu.
-Gdzie wasza łódka!?- krzyknął jakiś pracownik, ale gdy zobaczył nas zaczął się śmiać- Pierwszy raz mamy tu taką parę.
Śmiał się, ale pomógł też nam wyjść z wody.
-Ja się zajmę łódką, a wy idźcie się wysuszyć- dodał starszy męźczyzna, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
-Dziękujemy- powiedziała promiennie Hermiona i poszła razem ze mną do toalety. Ściślej mówiąc wciągnęła mnie do damskiej. Użyliśmy zaklęcia wysuszającego i po chwili byliśmy już suchutcy.
-To był miły dzień, Malfoy. Dziękuje- powiedziała po czym dała mi buziaka w policzek i się teleportowała.
Patrzyłem chwilę w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była. Czułem jej perfumy i dotyk jej ust. Jej delikatnych malinowych ust. Z cichym westchnięciem poszłem w jej ślady i teleportowałem się do domu.








poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział IV



"Zbyt okropne, by o tym w ogóle myśleć,
i zbyt straszne, by zapomnieć."




 Obudziłam się o 7.49 źle spałam. Śnili mi się rodzice. Najpierw oglądałam z nimi telewizję i się śmiałam, później była już tylko ciemność. Ruda jeszcze smacznie spała i nie miałam serca jej budzić. Postanowiłam, że pójdę nam zrobić śniadanie. 
Pokój gościnny był jak nowy. Nie mam pojęcia kto go posprzątał, ale zapewne był to Harry. Żadnej krwi, żadnych zadrapań, ale jednego nie mógł się pozbyć. Moich wspomnień. Rozpłakałam się z bezsilności. Podkurczyłam nogi pod brodę i zaczęłam cichutko łkać. 
-Miona skarbie nie płacz!- krzyknęła Ginny.
-Przepraszam- wyjąkałam.
Młoda Weasley podeszła do mnie, złapała pod ramie i usiadła ze mną na kanapie.
-Jeśli chcesz Mionka to moge dzisiaj wieczorem z Tobą zostać- powiedziała Wiewiórka.
-Nie trzeba. Masz dzisiaj randkę z Blaisem, nie chcę Ci przeszkadzać.
-Ale ja nie chcę zostawiać Cię samej.
Widziałam, że Ruda nie da mi spokoju, więc wypaliłam bez zastanowienia.
-Nie będe sama.
-A z kim?
-Yyy.. no z Harrym, nie mówiłam Ci?- nie lubiłam jej okłamywać, ale za bardzo się o mnie martwiła.
-Nie- Ruda przez chwile patrzyła się podejrzanie na mnie, ale chyba uznała, że nie kłamie, bo uśmiechnęła się i powiedziała- Dobra, więc chodź idziemy zjeść śniadanie i się przygotować.
Skinęłam tylko głową i po chwili zniknęłyśmy w kuchni robiąc sobie śniadanie. Gdy byłyśmy już najedzone poszłyśmy się ubrać. Ginny ubrała zwykłe czarne rurki i czarną bluzkę. Ja ubrałam czarną koronkową sukienkę, którą kupiłam wraz z mamą napoczątku lata. Spiełam włosy w kucyka, bo tato lubił, gdy byłam w kucyku i poszłam do ich pokoju. Powstrzymałam łzy i ruszyłam na szafkę nocną. Wczorajszego dnia Harry wspomniał mi, że sciągnął medalion mojej mamy, w razie gdybym go zechciała. Złoty Chłopiec dobrze zrobił, za co byłam mu wdzięczna. On jako jedyny dokładnie wiedział jak się czuje. Z tą różnicą, że on nie miał rodziców od dziecka. Życie jest niesprawiedliwe. Westchnęłam i zapięłam sobie medalion na szyji. Wróciłam spowrotem do swojego pokoju, gdzie zastałam przygotowaną Rudą.
-Idziemy?-spytała.
-Chwilke- chwyciłam jeszcze czarne okulary- Teraz już możemy iść.
-Po co Ci okulary?
-Żeby inni nie widzieli moich czerwonych i spuchniętych oczu.
-Oj Miona.. Chodźmy już lepiej.
Wyszłyśmy przed dom i teleportowałyśmy się kilka przecznic dalej. Wyszłyśmy z jakiegoś zaułku i weszłyśmy do kościoła. Było tam już sporo ludzi, większość mugoli. Zostało jeszcze 5 minut do mszy. Poszłam z młodą Weasley do pierwszej ławki gdzie czekał na nas Harry. Ruda zaczęła z nim rozmawiać, a ja? Zignorowałam wszystkich i wszystko wokół mnie. Patrzyłam się tylko na ciała moich rodziców w otwartych trumnach. Pozwoliłam sobie na chwilę zadumy. Wspomnienia wlały się do mojej głowy niczym woda do wanny, a z każdym kolejnym sprawiały mi coraz większy ból. Łzy lały mi się ciurkiem po policzkach, Po kilku minutach przestałam je ścierać. Nie było po co. Przecież to normalne, że, gdy się kogoś straci to się płacze. Co wtedy czułam.. Ból, wściekłość, bezsilność, ale nad tym wszystkim przeważała pustka. Czułam się wewnętrznie rozdarta. Jakby jakiś mały skrzacik wszedł w moje organy, znalazł serce i zaczął drzeć je jak jakieś stare nieużyteczne prześcieradło. Nim się obejrzałam msza minęła. Wyszliśmy na dwór, pochować moich rodziców. Ksiądz pozwolił mi ostatni raz spojrzeć na rodziców i zamknął trumny. Dzień wcześniej powiedział mi żebym napisała pożegnanie, które dzisiaj przeczytam. Popatrzył na mnie dając mi znak, że już pora. Podeszłam do mównicy, rozejrzałam się po obecnych i zaczęłam czytać;


-Chciałabym podziękować wszystkim, którzy w dzisiejszym dniu postanowili opłakiwać stratę moich rodziców. Byli oni dobrymi ludźmi, którzy niczym nie zawinili. Niestety życie nie jest sprawiedliwe. W dalszym ciągu nie moge uwierzyć, że już ich przy mnie nie ma i nie będzie. Nie mogę uwierzyć, że nie będą mnie budzić rano z uśmiechem na ustach. Że nie zaśpiewają mi "Stol lat: na urodzinach. Że nie będą na moim ślubie. Że nie poznają moich dzieci. Że już nigdy więcej nic do mnie nie powiedzą. Przez jeden cholerny wypadek* straciłam ich na zawsze- w tej chwili krzyczałam, zobaczyłam, że ksiądz zbliża się w moją stronę, ale pokazałam mu ręką, że wszystko jest wporządku. Wzięłam kilka wdechów i zaczęłam mówić dalej-  Co to jest śmierć?-zapytałam- Jest to przejście od "jest" do "był". Mimo wszystko miłość jaką oni mnie darzyli i ja ich będzie trwać wiecznie. Bo jak kiedyś powiedział pewien uczony "Żyjemy póki ktoś o nas pamięta"- tymi słowami skąńczyłam swoją wypowiedź.


Zeszłam z mównicy i czekałam, aż rodzice zostaną pochowani. Słyszałam oklaski i podciąganie nosem. Założyłam okluary na nos i czekałam. Po chwili rodzice byli już zakopani. Ludzie podchodzili i rzucali wiązanki kwiatów, bądź zapalali znicze. Później podchodzili do mnie i składali mi wyrazy współczucia. Jakie było moje zdziwnie, gdy zobaczyłam Narcyzę Malfoy.
-Moje kondolencję- powiedziała tylko i odeszła.
Wpatrywałam się przez chwilkę w odchodzącą postać rejestrując co tutaj zaszło. W jej oczach odnalazłam ból? Współczucie? Zawód? i szczerość? Nie zdążyłam się nad tym długo zastanowić, bo zobaczyłam Rona, który zaczął niszczyć znicze. Podleciałam tam szybko i go odepchnęłam. 
-Jak śmiesz suko?!- krzyknął i mnie spoliczkował. 
Złapałam się za pulsujący policzek. Widziałam, że Ginny i Harry biegną mi pomóc. Zatrzymałam ich ruchem ręki i krzyknęłam- Dam sobie rade! A Ty Weasley jeszcze raz skrzywdzisz mnie, bądź kogoś mi bliskiego, a pożałujesz!
-A co taka mała szlama jak Ty może mi zrobić?!
Powoli traciłam cierpliwość.
-Nie chciałbyś się przekonać.
-Owszem, chciałbym. Ale poczekaj! Przecież Ty jesteś tak beznadziejna, że nawet własnych starych nie umiałaś obronić!
Nie wytrzymałam chwyciłam różdźkę i zaczęłam krzyczeć- Expelliarmus!- został rozbrojony. Teraz to sie zacznie zabawa- Levicorpus!- Wieprzlej wisiał teraz głową w dół i szarpał się z bezsilności- Przeproś!
-Nigdy!- krzyknął i napluł na moje nogi.
Niebezpieczne ogniki przeszły przez moje oczy. On nie wie z kim pogrywa.
-Incendo- wypowiedziałam po czym zaczęłam podpalać jego przetłuszczone włosy.
-Zgaś to! Zgaś!- krzyczał.
-Jak sobie życzysz- powiedziałam z drwiną- Aquamenti- teraz strumień wody trafił w jego głowę i już nie płonęła. Po cichu wypowiedziałam ostatnie zaklęcie- Fernukulus- Rudy nic nie usłyszał, ale na drugi dzień jak spojrzy w lustro to się ucieszy. Cała gęba w piekących białych chrostach, które przez najbliższy tydzień mu nie zejdą- Nie pokazuj mi się więcej na oczy i nie obrażaj moich bliskich!
Rudy czerwony jak burak widząć, że każdy się z niego śmieje, teleportował się.
Później było tylko małe kameralne przyjęcie pożegnalne. Chciałam się stamtąd jak najszybciej wynieść. Nikt nie wspominał już historii z Ronem, bo, gdy tylko chciał coś powiedzieć gromiłam go wzrokiem. W domu byłam dopiero po 18. Odrazu jak tylko weszłam rzuciłam się w pokoju na łóżko.
-Musze odreagować- powiedziałam na głos.
Wpadłam na genialny pomysł. Wzięłam kawałek kartki i napisałam;


Hej Logan!
Twoja propozycja odnośnie klubu nadal aktualna?
Jeśli tak to chodź dzisiaj ze mną o 20.30 do "Demona"

~H. Granger



Przywiązałam kartkę do nóżki sówki i wypuściłam ją przez okno. Wiedziałam, że się zgodzi, więc poszłam się wykąpać. Gdy weszłam do wanny i zanurzyłam się w wodzie, wszystkie moje zmartwienia zniknęły. Po 19 byłam już orzeźwiona i wypoczęta. Gdy wyszłam z łazienki czekała na mnie sówka z odpowiedzią.


Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę.
Problemy rodzinne. Jeśli chcesz to możemy się jutro wybrać 
i wtedy Ci wszystko opowiem.

~Logan Henderson



 Byłam rozczarowana, bo nastawiłam się na odreagowanie. Postanowiłam jednak, że i tak wybiorę się do tego klubu. Ubrałam szmaragdową rozkloszowaną u dołu sukienkę z dekoltem, zielone szpili i do tego złoty medalion mamy. Włosy rozpuściłam i lekko podkręciłam. Usta pomalowałam czerwoną szminką, a oczy lekko podkreśliłam eylinerem. Makijaż nie był zbyt mocny, poprostu podkreślał to co musiał. Całość prezentowała się olśniewająco. 
Ponieważ klub był mugolski teleportowałam się do pobliskiej ślepej uliczki. Czekałam chwile w kolejce, pokazałam dowód i mnie wpuścili. W środku było dużo miejsca i wszystko było gustownie ozdobione. Podeszłam do baru, usiadłam na krześle i poprosiłam drinka. Piłam już chyba 3 kiedy ktoś się do mnie dosiadł. Dosyć wysoki, przystojny szatyn z czarnymi oczami, które śmiały się do wszystkich. Wydawał mi się znajomy, więc bez owijania w bawełne zapytałam.
-Znamy się?
-Tak, Granger- powiedział "nieznajomy" chłopak. Głos wydawał mi się znajomy. Zaczęłam szukać w głowie podobnego. I nagle wpadłam!
-To Ty Nott?
-Ja, Granger- uśmiechał się szelmowsko.
-Zmieniłeś się przez ten rok- powiedziałam gapiąc się ciągle na niego.
-Ty również.
-Na lepsze czy gorsze- zażartowałam.
-Gorzej już być nie mogło.
-Ej no! Dzięki!
-Żartowałem przecież- zaczął się śmiać- Wyładniałaś, a co do charakteru to jeszcze nie wiem- rzucił i puścił mi oczko- Idziesz potańczyć czy zalewasz się w trupa?
-Idę- dzięki niemu w pare minut zdążył mi sie poprawić humor. Tańczyliśmy niepewnie, przyzwyczając się do siebie. Po kilku piosenkach tańczyliśmy jakbyśmy znali się od dawna. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i świetnie bawiliśmy. Zmęczeni poszliśmy się napić.
-Zmieniłaś się całkowicie na lepsze- odpowiedział zdyszany, uśmiechając się.
-Ty też- wysapałam i wypiłam całą szklankę Ognistej naraz.
-Ej spokojnie, bo sie udławisz- zaśmiał się.
Już mu miałam odpowiedzieć, gdy przybył do niego patronus (wydra) z następującą wiadomością;

Hej stary!
Szykuj się, idziemy z Pans do "Demona"
Widzimy się o 23.

~Draco

Szybko wypowiedział "Expecto Patronum" i pojawił się jego patronus piękny tygrys. 
-Powiedz mu, że już tu jestem i niech mnie szuka z pewną uroczą i piękną szatynką- powiedział do patronusa, po czym ten zniknął.
-No Teo- dałam mu buziaka w policzek i dopowiedziałam- ja już się zbieram, bo nie bardzo chcę dzisiaj konfrontacji z Malfoyem- dopowiedziałam i już odchodziłam, gdy złapał mnie za rękę.
-Poczekaj, jeśli się będziesz, źle bawić, to wtedy pójdziesz, ok?- zapytał z błagalnym spojrzeniem.
-Oj no dobrze- powiedziałam wkońcu.
Poszliśmy do baru się jeszcze napić.


~~~~~~~~~~~



 -Pans, zbieraj się zaraz się teleportujemy!- krzyknąłem. 
-Już kończe!
Czekałem na nią w jej domu, bo sam byłem już wyszykowany. Ciekawiło mnie z kim jest tam Nott, bo najczęśniej sam chodzi do klubów, bądź ze mną, Pans i Blaisem.
-Możemy iść- moje rozmyślania przerwała Pans. Była ubrana w ładną krwistoczerwoną sukienkę do połowy uda i miała na sobie czerwone szpilki. Wyglądała bardzo pociągająco, ale to była tylko przyjaciółka.
-Ślicznie wyglądasz- zagadałem.
-Ty też niczego sobie.
Teleportowaliśmy się nieopodal klubu. 
Zobaczyłem Teo przy barze obok tej tajemniczej szatynki. Rozpoznałem w niej Granger! Wyglądała pięknie w szmaragdzie. Na chwilę przystanąłem. Pans zrobiła to samo co ja widząc Gryfonkę. Podeszliśmy do nich.
-Siemasz Nott- powiedziałem- gdzie ta urocza szatynka, bo ja tu widze tylko Granger- powiedziałem i uśmiechnąłem się cwanie.
-Siema Smoku, ja mówiłem o Hermionie- powiedział, a sama wspomniana już się miała odzywać, gdy Pansy się jej wtrąciła.
-Dracusiu- powiedziała uśmiechając się perfidnie, bo wiedziała, że nie lubił tego przezwiska- Nie kłam szczęka Ci opadła, gdy zobaczyłeś Granger- powiedziała, po czym wszyscy się ze mnie śmiali- Pansy, dla przyjaciół Czarna- dopowiedziała podając rękę pani-wiem-to-wszystko.
-Hermiona, dla przyjaciół Miona.
Obie zaczęly gadać i pić. Dołączyłem się wraz z Teo. Przez dłuższy czas już piliśmy i wkońcu Pansy z Nottem poszli tańczyć. Zostałem sam z Granger.
-Przykro mi z powodu..- nie dała mi dokończyć.
-Prosze Cie przyszłam się tu bawić, a nie zadręczać- nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc siedziałem cicho i piłem ognistą.
Z głośnika zaczął lecieć "Pezet-nieważne".
-Uwielbiam to!- krzyknęła- Chodź tańczyć Malfoy!
-Granger spasuj z tym alkoholem.
-No prosze- zrobiła do mnie błagalne oczka i nie byłem w stanie jej odmówić. Ja Draco Malfoy! Co się dzieje z tym światem.
-Dobra chodź- powiedziałem i chwyciłem ją za rękę.
Gdy dotarliśmy na parkiet Granger zarzuciła mi swoje ręce na szyję. Nie ukrywajmy było mi przyjemnie, ale nikt poza mną nie musiał o tym wiedzieć. Gryfonka tańczyła ocierając się o moje ciało. W pewnym momencie spojrzała w moje oczy, a z głośnika wypłynął tekst, który zapadnie mi w głowie na długi czas.
"Gdy patrze w Twoje oczy, może wciąż jestem naiwny. Lecz, gdy patrze w nie czuje, że minie wszystko co jest złe."
-Dokładnie tak czuje- szepnęła i się osunęła prosto w moje ramiona.
Wystraszyłem się, że coś jej się stało. Gdy sprawdzałem jej puls wszystko było wporządku, a okazało się, że dziewczyna tylko śpi.
-Trzeba ją stąd zabrać- powiedziałem sam do siebie.
Wzięłem ją na ręce i zacząłem szukać Czarną lub Teo. Nigdzie ich nie było.
Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Nie wiem gdzie ona mieszka. Jest zalana w trzy dupy i do tego tak słodko śpi.
-Cholera Granger!- wysapałem zły na samego siebie.
Wyszłem przed klub i teleportowałem się wraz z nią do...


~~~~~~~~~~~~~~
A gdzię się teleportował Draco w następnym rozdziale ;)
*Gdy rodzice Hermi zostali zabici przez Bellatrix, Harry upozorował wypadek. Wszyscy mugole myślą, że
Państwo Granger trafili autem w drzewo.






Liebster Award




Nominacja od Vik. A. jedynej osoby, która czyta mojego bloga. Dziękuje, że dajesz
mi wsparcie poprzez komentarze i, że wogóle chcę Ci się czytać. Oraz dziękuję
za nominację.



1. Co uważasz za najważniejsze w życiu?

-Dla mnie najważniejsze w życiu to mieć kochającą rodzinę, przyjaciół. 
Mieć pasję i się w niej spełniać.
Dążyć do celu.
2. Czy to Twój pierwszy blog?

-Pierwszy, ale sądze, że nie ostatni.
3. Jeśli pamiętasz to napisz jaki był Twój pierwszy przeczytany blog o tematyce Dramione?

http://wbrew-woli.blog.onet.pl/ <--- to jest mój pierwszy przeczytany blog dzięki, któremu zaczęło się to całe szaleństwo na punkcie Dramione.
4. Ulubiony kolor?

 -Niebieski i zielony.

5. Czego za żadne skarby świata byś nie zjadła?

-Człowieka
6. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
-Wierzę choć takiej jeszcze nie przeżyłam. Może nie będzie mi to dane, ale nie
zwątpie w to, że ona istnieje.

7. Co jest Twoim ulubionym zajęciem?

-Lubie biegać.
Uwielbiam leżeć na hamaku i słuchać muzyki.
Uwielbiam pisać i snuć jakieś niewyobrażone historyjki.
Kocham poprostu doszukiwać się w zwykłych rzeczach czegoś magicznego. 
8. Jesteś duszą towarzystwa czy raczej samotnikiem?

-Bardzo dużo osób mówi mi, że jestem optymistką i, że zawsze daje wsparcie. Że jestem
 duszą towarzystwa. Jednak mało osób wie o tym, że nie zawsze wszystko widzę
w takich "kolorowych barwach". Przejechałam się już na "przyjaciołach", więc jestem
teraz skryta, a, że moja wrażliwość daje się we znaki,  prawie wogóle nie ufam.
Jednak i tak wszyscy widzą te pozory, które im przedstwiam. Dlatego lubie
pisać, bo to pomaga mi się odstresować. A co do samotnika to lubie czasami
poprostu pobyć sama, przemyśleć wszystko. 
Nie jestem w 100% ani duszą towarzystwa, ani samotnikiem. Jestem takim "pomiędzy".
9. Co robisz, gdy brakuje Ci weny?

-Idę na spacer ze słuchawkami. Włączam muzykę i myślę nad problemami  żeby "oczyścić" umysł. Rozglądam się dookoła, próbując dostrzec coś co mi może pomóc.
Najczęściej są to poprostu zwykłe rzeczy. Najczęściej przyroda. Uwielbiam tak poprostu
patrzeć na strumyk bądź las.

10. Jaką sławną osobę podziwiasz i za co?

-Nie podziwiam jakoś sławnych osób, bo uważam, że czasami więcej może
nas nauczyć chociażby jakiś biedak niż ktoś sławny, który nie widzi 
nic prócz czubka własnego nosa. Oczywiście są  wyjątki.
11. Typ wymarzonego chłopaka? 

-Mój wymarzony chłopak jest dosyć wysoki. Ma niebieskie oczy. Jeśli się w nie patrzy
nie widzi się nic poza nimi. Hipnotyzują. Ma delikatną opaleniznę. Może być i blondynem i szatynem. Piękny uśmiech. 
Bystry, zabawny, uparty. Szarmancki, romantyk z wyobraźnią.
Żeby potrafił mnie obronić. Żeby nie podnosił ręki na kobiety.
Żeby traktował mnie jak księżniczkę. Żeby przy kolegach nie zmieniał się na dupka.
Żeby umiał mnie rozśmieszyć nawet jak będę smutna.
Żeby nie widział nikogo poza mną i żeby zawsze był <3



Nominuję;

1.http://istnienie-dramione.blogspot.com/
2.http://dramione-gdy-jestesmy-sami.blogspot.com/
3.http://nowy-hogwart.blogspot.com/
4.http://dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com/p/spis-tresci.html



Wasze pytania:

1.Dlaczego akurat tematyka "Dramione"?
2.Jakie jest Twoje marzenie z dzieciństwa?
3.Kim chcesz zostać w przyszłości?/Lub kim jesteś?
4.Opisz siebie w 3 słowach. Uzasadnij.
5.Czym jest dla Ciebie miłość?
6.Czy poświęciłbyś/abyś własne życie dla drugiej połówki?
7.Co Cię podkusiło, by założyć bloga?
8. Jakie masz lęki?
9.Do jakiej osoby z książki "Harry Potter"  jest Ci najbliżej?
10. Jaki jest Twój ulubiony cytat?
11.Twoje motto brzmi : ...


sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział III


"Czasem życie jest naprawdę do dupy. Ale wiesz czego się trzymam?
Chwil, które nie są do dupy. Cała sztuka polega na tym, by umieć je dostrzec."



 Obudziłam się cała zlana potem. Ciało na przemian piekło mnie i bolało. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to burza rudych włosów, siedząca na krześle. Jak napotkałam jej spojrzenie to uśmiechnęła się delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech i westchnęłam.
-Spałaś wogóle?- zapytałam z troską w głosie. Przez tą całą akcje z Lestrange moi przyjaciele się zaniedbują. Nie śpią, nie potrzebnie się martwią, a przecież nic wielkiego mi nie jest. Za jakiś dzień, góra dwa wyjdę.
-Wystarczająco, mów lepiej jak Ty się czujesz- odpowiedziała niepewnie. 
Wiedziałam, że Gin mnie okłamuje, ale nie chciałam się kłócić. Potrząsnęłam tylko niezauważalnie głową i odparłam- Jest już o wiele lepiej- Wiedziałam, że coś ją gryzie, bo patrzyła się na mnie tak jakoś dziwnie- Mów Gin,co jest?
-Nic, a co ma być?- speszyła się lekko i odwróciła wzrok.
-Przecież widze, nie jestem głupia.
-Czytałam dzisiaj proroka i wpadłam na pewien tekst. Nie jestem pewna czy chciałabyś go zobaczyć.
-Skeeter- niebezpieczne ogniki przeszły mi przez oczy- Pokaż.
Ruda podała mi proroka codziennego na odpowiedniej stronie. Na pierwszej stronie zobaczyłam zdjęcie swoich rodziców. Powstrzymałam łzy i zaczęłam czytać.


ATAK ŚMIERCIOŻERCZYNI


Na powyższym zdjęciu przedstawieni są zmarli rodzice 
młodej czarownicy Hermiony Granger. Dnia 04.08.1998r. podczas,
 gdy Panna Granger wraz z Panną Weasley były w Hogesmade, Bellatrix Lestrange zaatakowała bezbronnych mugoli (Państwa Granger). 
Gdy nastoletnia czarownica wróciła do domu zastała ciała
swoich rodziców oraz wściekłą Bellatrix. Kobiety walczyły zajadle 
i odniosły podobne uszkodzenia. 
Popleczniczka Czarnego Pana czeka teraz na proces, który jest oczywiście
tylko kwestią czasu. Czarownica zapewne reszte życia spędzi w Azkabanie.
Pogrzeb państwa Granger miał odbyć się dzisiejszego dnia,
lecz z powodu uszkodzeń panny Granger odbędzie się za 
2 dni w o godz. 11 w południe w niemagicznej części Londynu.
Panna Granger przebywa teraz w Szpitalu Świętego Munga.
Kiedy spytałam się jej o to co dokładnie się stało kazała mi wypieprzać 
i rzuciła we mnie wazonem. 


                                       ~Rita Skeeter


-Wreszcie powiedziała coś zgodnie z prawdą- powiedziałam i pierwszy raz od śmierci rodziców naprawdę zaczęłam się śmiać. Po chwili dołączyła do mnie Ruda.
-Naprawde rzuciłaś ją wazonem?- powiedziała dławiąc się śmiechem.
-Tak- śmiałyśmy się jeszcze przez dłuższy czas nie mogąc przestać.


~~~~~~~


W tym samym czasie w rezydencji blisko Londynu Malfoy wraz z matką czytali proroka i nie mogli uwierzyć w to co czytają.
-Mówiłes, że ona jest grzeczną kujonką- powiedziała Narcyza.
-Bo tak jest- powiedziałem z szokiem, lecz jakiś uśmieszek błąkał mi się na ustach.
-Nie widać- powiedziała moja matka i zaczęła się śmiać. Stwierdziłem, że moge przez chwile okazać uczucia i też wybuchłem śmiechem. To musiało naprawdę zabawnie wyglądać.
-Może byśmy ją odwiedzili- zasugerowała rodzicielka.
-Nie mam takiej potrzeby- przestałem się śmiać, powiedziałem z powagą i wyszłem.
Może i wyładniała i zmieniła się po wojnie, ale nadal jest szlamą. Przecież ja Draco Malfoy nie będę się płaszczyć i przepraszać za pieprzoną ciotkę! Pozatym ja nie przepraszam, to mnie przepraszają. Nie ja ją uszkodziłem, więc nie mam zamiaru również jej odwiedzać. Zresztą nawet, gdybym chciał to jak, by to wyglądało? Westchnąłem. Odwieczni wrogowie, nagle zaczynają się dogadywać. Może z Potterem mam rozejm, ale to dlatego, że mi pomógł. A czego moge oczekiwać od Granger? Wyzywalem ją przez 7 długich lat, tylko dlatego, że tak mi wpajał ojciec. Wyplułem to słowo z obrzydzeniem. 
-Musze się napić Ognistej- stwierdziłem na głos.
Znalazłem kawałek pergaminu i napisałem krótką wiadomość;


Blaise!
Za godzinę w Dziurawym Kotle!
Idziemy na Ognistą.

~Smok



 Przyczepiłem pergamin do sówki i poszłem wziąść prysznic. Gdy wyszłem czekała na mnie krótka wiadomość, w której poprostu pisało "Czekam, Diabeł". Uśmiechnęłem się pod nosem i zaczęłem ubierać. Gdy nadeszła pora spotkania, wyszłem przed dom i się teleportowałem. 
 Blaise o dziwo już na mnie czekał.
-Cześć Diable- powiedziałem tylko.
-Siemasz Smoku- uśmiechnął się Zabini przy czym wyglądał jak pies, który dostał kość- To co Cię gryzie?
-Już nawet z kumplem sie Ognistej nie można napić? -zapytałem kpiąco.
Blaise uniósł tylko ręce w obronnym geście i weszliśmy do środka. Było dopiero po południu, więc nie było zbytnio ludzi, ale i tak wybraliśmy najdalszy stolik.
-Jak z Rudą?- zacząłem.
-Nie widziałem się z nią dzisiaj, bo siedziała u Hermiony.
-A od kiedy Ty do niej po imieniu?
-A Ty dalej nie możesz przeboleć tego, że mnie lubi, a Ciebie nie?- spytał Diabeł drwiąco.
-Ale.. Ale, mnie wogóle nie obchodzi zdanie tej szlamy!- wydukałem wkońcu.
-Oczywiście- powiedział Zabini, śmiejąc się przy tym jak glupi do sera.
-No tak!
-Ale czy ja Ci zaprzeczam- Diabeł nadal nie mógł się przestać śmiać.
-Zab! Bo Ci zaraz przywale.
-Już sie boje- udał zlęknionego i znów sie roześmiał- a teraz tak serio idziesz dzisiaj ze mną ją odwiedzić?
-Najpierw moja matka, teraz Ty! Co z wami jest?!- krzyknąłem przez co kilka ciekawych spojrzeń poszło w moją stronę.
-Poprostu chciałem ją odwiedzić, więc pomyślałem, że ze mną pójdziesz- wzruszył ramionami.
-To źle myślałeś Zabini!
Nastała między nami krępująca cisza, którą przerwał Blaise- Ale musisz przyznać, że wyładniała w tym roku.
-Może, ale to nadal szlama!
-Draco, przecież wojna minęła- mówił Blaise. Może i miał racje, ale co miałem zrobić? Po siedmiu lat wyzwisk podejść do niej i powiedzieć "Zostaniemy przyjaciółmi?" No błagam!
-Skończ temat Blaise- powiedziałem. 
Późniejsza atmosfera się rozluźniła i Diabeł nie wspominał już o Granger. Około 20 do Blaise przyszła Wiewióra, więc zostawiłem ich samych i się teleportowałem na tor, mimo, że namawiali mnie żebym z nimi został. Kolejny wieczór spędziłem ścigając się.


~~~~~~~


Po pewnym czasie Gin teleportowała się, bo miała się jeszcze spotkać z Blaisem i musiała się przygotować. Nie nudziłam się, bo przeglądałam kwiaty i słodycze jakie dostałam od przyjaciół i znajomych. Były tam też kartki z takimi wpisami jak "Żebyś jak najszybciej wyszła", "Żeby zdrowie Ci dopisało" lub "Dobrze urządziłaś Skeeter". Na samo wspomnienie tego co napisała zaczęłam się śmiać. Nagle rozległo się pukanie.
-Prosze- zawołałam.
-Witaj Hermiono- powiedział Logan.
-Cześć Logan- uśmiechnęłam się promiennie na jego widok- Co u Ciebie słychać?
-U mnie wporządku mów lepiej co u Ciebie? 
-Już o wiele lepiej.
-Nie pakuj się tak w kłopoty, bo szkoda, by było stracić kogoś takiego jak Ty.
Gdy to powiedział zarumieniłam się lekko.
-Nie przesadzaj- odpowiedziałam.
Uśmiechnął się i powiedział- Ciesze się, że bedę mógł Cię teraz częściej widywać.
-A co pracujesz tu?- zapytałam, bo nie wiedziałam o co mu chodzi.
Zaczął się ze mnie śmiać. Zrobiłam obrażoną minę nie wiedząc o co mu chodzi o powiedziałam- Jeśli przyszłeś się ze mnie pośmiać to możesz już wyjść.
-Ej! Nie obrażaj się!- nic nie powiedziałam- Mionka!- próbował dalej- Hermi! Hermiś! Hermionko!- Jak to nie pomogło to zaczął mnie łaskotać.
-Hahahahhahahahaha, dobra przestań- mówiłam, a raczej wysapałam- Tłumacz lepiej o co Ci chodziło- cieszyłam się, że mnie odwiedził, bo mimo, że znałam go 2 dni, świetnie się z nim dogadywałam.
-Będę się uczył w Hogwarcie na tym samym roku co Ty!- powiedział.
-To wspaniale!
Dzięki niemu do końca dnia miałam świetny humor. Około godz. 20 lekarz go wyprosił, ale pół godziny później odwiedzili mnie Diabeł i Ruda, więc nie mogłam narzekać na nudę.
Dzisiejszej nocy dobrze mi się spało. Tym razem przy moim łóżku na krześle czekał Harry.
-No wreszcie wstałaś!- powiedział i mnie przytulił- zbieraj się, bo wreszcie stąd wychodzisz.
Ucieszyłam się, bo miałam dość bieli tych ścian. Przez calutki dzień był ze mną Harry i pomagał mi w przygotowaniach do jutrzejszego pogrzebu. Wieczorem przyszła do mnie Ginny. Jakby zmówiła się razem z Potterem. Traktowali mnie jak małe dziecko. Rozumiem, że się o mnie bali, ale bez przesady!
 Gadałam z Ginny do późnego wieczora, a póżniej zasnełyśmy.




~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że ktoś to czyta i, że wam się podoba :)






piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział II

"Nie ma nic bardziej bolesnego, niż śmierć ludzi,
 których kochasz i na których polegasz."

...to co zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach. Wiedziałam, że dzisiaj wydarzy się coś strasznego. Te zbliżające się czarne chmury oraz deszcz. Powtórka z rozrywki. To samo działo sie niespełna rok temu. Przed bitwą o Hogwart i o zgrozo znowu ten znak. Mroczny znak na niebie, to oznaczało tylko jedno; Śmierciożercy. Chwyciłam szybko różdżkę w dłoń, gotowa do ataku i obrony. Wbiegłam szybko do domu.

-Homenum Revelio- wypowiedziałam zaklęcie, które wykryło 3 osoby. Zaraz, zaraz 3?! Szłam powoli do pokoju wspólnego gotowa na wszystko. Lecz to co zobaczyłam, nie mogło być prawdą. Rodzice leżeli nieprzytomni, już miałam do nich podbiec, gdy zobaczyłam kobiete siedzącą na fotelu- Bellatrix -wysyczałam.
-Grzeczniej szlamo! Powinnaś wiedzieć gdzie twoje miejsce i sie nie wychylać, teraz masz za swoje! Najpierw twoi oszlamieni rodzice teraz Ty!- wykrzyczała, a w jej oczach było widać rządze mordu i szaleństwa.
-Expelliarmus!- krzyknęłam. 
Bellatrix odbiła zaklęcie i zaśmiała się szyderczo- Tylko na tyle Cie stać? Sectumsempra!
-Protego! 
-Cruciatus!
O mały włos uniknęłam zaklęcia niewybaczalnego i upadłam koło ciał rodziców. Nie byli nieprzytomni, oni nie żyli! Coś we mnie pękło, wstałam. Uniknęłam kolejnego Cruciatusa i z chęcią mocnego pokiereszowania zaczełam rzucać na nią po kilka zaklęć naraz- Drętwota! Obskuro! Opunio! -trafiła w nią tylko opunią, postanowiłam to szybko wykorzystać zanim atakujące ją ptaki znikną- Sectumsempra!- kolejne trafione zaklęcie przez, które zaczęła się wić po podłodze. Szybko wezwałam aurorów. Ale nie mogłam spocząć tylko na tym. Za każdym razem, gdy widziałam rodziców narastała we mnie chęć mordu i smutek. Łzy podeszły mi pod oczy, ale nie mogłam sie teraz rozczulać. Najpierw ta żmija zapłaci za to co zrobiła- Incendo!
-Jak śmiesz!- kolejne zaklęcie ją ugodziły i zaczęło przypalać ją.
-Zapłacisz za to co zrobiłas tym wszystkim ludzią!- syknęłam i przez chwile nieuwagi ona zdążyła złapać za różdżkę i rzucić ponownie Cruciatusa. Nie zdążyłam się uchylić i dostałam zaklęciem. Zaczęłam wić się z bólu, ale nie puściłam różdżki. Wzmocniłam zaklęcie, ona zrobiła to samo. Teraz obie ona była pieczona żywcem, ja byłam atakowana od środka. Traciłam już powoli siły, ale wiedziałam, że robie coś w dobrej sprawie. Teraz mogę już odejść w spokoju do swoich rodziców. Usłyszałam głosy, lecz nic więcej, bo zaraz zemdlałam.
Obudziłam się. Otworzyłam oczy, lecz odrazu tego pożałowałam, gdyż nie były one przyzwyczajone do takiej jasności. Gdy juz przyzwyczaiłam się do światła, rozejrzałam się po pomieszczeniu. To napewno nie był mój pokój. Nagle wspomnienia uderzyły do mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wierze w to wszystko, w jeden dzień zdążyłam stracić rodziców! Chciałam wstać, lecz nie miałam jak. Ból jaki czułam był straszny. Może nie był tak ogromny jak psychiczny, lecz równie duży. Popłakałam sie, bo to była jedyna rzecz jaka mi została. Przecież nie przywróce rodzicą życia, nia mam jak. Mam tylko nadzieję, że tą sukę zamknęli! Nie wiem ile czasu spędziłam płacząc, ale po pewnym czasie przyszedł do mnie jakiś mężczyzna.
-Witam panienko Granger, jestem pani magomedykiem. Pański stan jest owiele lepszy, niź przedwczorajszej nocy...- mówił, gdy nagle mu przerwałam.
-To ile ja tu leże?!- pożałowałam tego, że się chciałam ruszyć, bo wszystko bolało mnie niemiłosiernie.
-Półtorej dnia. Jeśli panienka chce to moge zaprosić tu pani znajomych, którzy czekali cały dzień.
-Dobrze.
Po chwili zobaczyłam Harrego, Ginny i Zabiniego.
-Hej Miona, jak się czujesz?- zaczęła niepewnie Ginny.
-A jak mam się czuć?! W jedną noc straciłam rodziców! Odzyskałam ich niecałe 2 miesiące temu i znowu straciłam! Bezpowrotnie- już nie krzyczałam, tylko płakałam. Ginny podeszła do przytuliła mnie i dała moczyć sobie koszulke przez moje łzy. Wyprosiła chłopaków, którzy ją odrazu posłuchali. Nie mam pojęcia, ile czasu mnie tak przytulała, ale po pewnym czasie zrobiło mi się lepiej. Chyba to zauważyła, bo lekko drgnęła.
-Jutro ma być pogrzeb. Chcieli zrobić czarodziejski, ale powiedziałam, że ma być mugolski, bo Ty zapewne byś tak chciała- powiedziala, lecz jej również głos się przerywał. Traktowała moich rodziców jak swoich drugich. Każde wakacje spędzaliśmy u mnie lub u niej, więc zdążyła dobrze poznać moich rodziców.
-Dziękuje- powiedziałam- a co z tą suką?- zapytałam i nieświadomie zacisnęłam ręce w pięści. Ginny to chyba zobaczyła, bo się lekko wystraszyła.
-Jest w Azkabanie. Tak wogóle to nieźle ją urządziłaś, podobno, ledwo co ją wyratowali- powiedziała dumna Ginny. Rozluźniłam się lekko, chociaż ona ma za swoje.
-Ginny mogłabyś mnie narazie zostawić samą? O, i mogłabyś powiedzieć wszystkim żeby nie przychodzili do mnie przez jakiś czas? Nawet lekarzą?- powiedziałam z prośbą w głosie.
-Dobrze- odpowiedziała i wyszła.
Nie płakałam już, nie miałam siły. Leżałam tępo patrząć się w sufit. Minęło może 20 minut, 50, a może mijały godziny. Nie mam pojęcia, bo straciłam rachubę czasu. Leżałam tak i myślałam, co ja teraz poczne. Wraz ze śmiercią moich rodziców zginęła też cząstka mnie.



~~~~~~~~~



Kolejny dzień, który spedziłem w biurze aurorów wraz ze Snapem, pomagajac Potterowi w wytropieniu śmierciożerców w tym mojego ojca. Brzydze się tym, gdy ktoś porównuje mnie do niego. Może i jestem zimny i nie okazuje uczuć, ale nie jestem takim potworem! Moje rozmyślania przerwało wezwanie. Ktoś wzywał aurorów. Okazało się, że to Granger. W co ta dziewczyna się pakuje. Poszłem do Pottera.
-Potter zbieraj się, bo Twoja przyjaciółeczka wzywa pomoc- rzuciłem.
-Hermiona?!
-Taa..
-Co jej jest?!
-Skąd mam wiedzieć, zbieraj się, a nie!- jakbym rozmawiał z idiotą! Przecież ona tylko wezwała aurorów, a on zamiast się ruszać to kłapie gębą niepotrzebnie. Jak to możliwe, że on im pomaga? Pytałem sam siebie z kpiącym uśmiechem.
-Dobra Malfoy, bądź gotowy na wszystko, Hermiona nie wezwała, by aurorów z powodu jakichś głupich zachcianek- mówił Złoty Chłopiec
. Wraz z nami był tylko Snape. Teleportowaliśmy się i po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy szybko do jej domu. Gdy weszliśmy dało się czuć zapach przypalanej skóry. Gdy weszliśmy dalej zobaczyłem napoczątku jakichś dwóch nieżyjących ludzi, najpewniej rodziców Granger. Później zobaczyłem ją, Potter podleciał do niej zbadać puls, żyła, była tylko nie przytomna. Zajął się nią Severus transportując najpewniej do Świętego Munga. Na końcu zobaczyłem czwartą osobę. Przeszły mnie dreszcze- Bellatrix, czemu mnie to nie dziwi- powiedziałem i spojrzałem szyderczo na swoją "ukochaną: ciotkę. Była nieźle pokiereszowana. Była cała zadrapana, mocno pocięta i do tego miało poprzypalaną skórę. Nieźle ją załatwiła ta niepozorna Gryfonka.
-Najpierw weźmiemy ją do celi, później wrócimy po rodziców Hermiony- powiedział Potter z żalem. Nie odzywałem się, bo co mogłem powiedzieć? W milczeniu pomogłem Potterowi. Później wróciliśmy po jej rodziców i zanieśliśmy z Potterem do kostnicy. Wróciłem do domu około szóstej nad ranem. Byłem strasznie zmęczony. Nie zdążyłem się przebrać, rzuciłem się szybko na łóżko i usnęłem. 
Obudziłem się około 4 po południu. Wzięłem prysznic i ruszyłem do biura aurorów. Pottera, ani Snape'a nie było, więc postanowiłem, że pójde na tor wyścigowy. Jest to jedna z najlepszych rzeczy jakie zrobili mugole. Po wojnie dzięki Diabłowi przestałem zwracać uwagę na to co jest magiczne, a co nie. Oczywiście niektóre wpajane mi od dziecka zasady zostały jeszcze we mnie, ale nie tak dużo. Jeszcze niespełna dwa lata temu nie dotknąłbym niczego co było zrobione przez mugoli, a teraz? Kluby, wyścigi, auta. lunaparki. To jest jak Quiddith, daje mi wytchnienie. 
Do późnej nocy spędziłem czas na torze wracając do domu znów usnąłem ze zmęczenia tak jak wczorajszej nocy.



~~~~~~~~



Później znów odwiedziła mnie Ginny, Harry, Luna, Neville, a nawet sam Zabini, dzięki, któremu odzyskałam chociaż troche humoru. Nie odwiedził mnie Ron, ale to mnie zbytnio nie zdziwiło. Odkąd nakryłam go na zdradzie, nie rozmawiałam z nim, on ze mną również. Wkońcu znowu ktoś mnie odwiedził myślałam, że to Gin, bo niedawno była i powiedziała, że się podpyta lekarza za ile będe mogła wyjść. 
-I co Ginny, wiesz już może, za..- niedokończyłam, bo gdy się odwróciłam nie zobaczyłam burzy rudych włosów tylko blondynkę w okularach- Rita Skeeter- wysyczałam- Czego tutaj szukasz?!
-Powiedz mi co dokładnie się stało tamtej nocy?-zapytała jakby nie zauważyła, że nie chce jej tutaj.
-Nie odpowiem na żadne, pytania. Prosze opuścić to pomieszczenie.
-No powiedz kochaniutka.
-Prosze do mnie tak nie mówić i wyjść stąd- powoli puszczały mi już nerwy.
-Ależ skarbie spokojnie, odpowiesz mi i tyle.
Tego było zawiele. Wstałam mimo, że lekarz mi jeszcze nie pozwolił i zaczęłam krzyczeć-Albo stąd wyjdziesz, albo Cie wyrzuce!
-Spokojnie, odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Co tam się st.. 
Niezdążyła dokończyć, bo jej przerwałam.
-Chcesz wiedziec?! No więc dobrze! Wróciłam z Hogsmeade i zastałam tą krwiożerczą larwe! Zabiła mi rodziców i chciała zabić mnie! Zadowolona?! A teraz wypieprzaj stąd!
-Jeszcze jedno pytanie, czy..- mówiła, lecz tego było już za dużo, nie miałąm różdżki, więc wziełam pierwszy przedmiot jaki miałam pod ręką, w tym wypadku był to wazon. Rzuciłam nim w nią, a następnie sama do niej podeszłam, złapałam, za szmaty i wysyczałam- Jeszcze raz pojawisz się przed moimi oczami i bedziesz sie pytać o moich rodziców, a nie ręcze za siebie!- czułam jej lęk. Nie chciałam tego, ale wyprowadziła mnie z równowagi. Spowrotem czułam ból, gdyż stare rany cięte, otworzyły się na nowo. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi i wyprasza Skeeter. Czułam jak ktoś do mnie podszedł i pytał się czy nic mi nie jest. Chciałam odpowiedzieć, że jest ok, ale nie mogłam. Znów zemdlałam.
Rozdział I


"Bo życie często płata nam różne figle
,które są niczym z bajki."


 Zbliżał się nieuchronnie powrót do Hogwartu, czy się cieszyłam? Ogromnie. Miałam wszystko czego chciałam przyjaciół, wreszcie znalezionych rodziców, mogłam się dalej uczyć. Żyć nie umierać. Jedyne co mi przeszkadzało to, to, że jeszcze nie wszystkich popleczników Czarnego Pana wsadzili do Azkabanu. Dzisiejszego dnia, gdy tylko wstałam miałam złe przeczucia. Myślałam, że to przez pogodę, która dziś nie była zbyt ładna jak na lato. Zbierało się na burzę i deszcz. Mimo wszystko musiałam wybrać się dzisiaj do Hogsmeade, bo obiecałam to Ginny. Ostatnio nie miałyśmy dla siebie zbyt wiele czasu, bo odkąd znalazłam rodziców spędzałam z nimi bardzo dużo czasu. Ruda wreszcie mnie namówiła, bo mówiła, że ma bardzo ważne wieści. Pozatym musiała wreszcie wybrać się na zakupy do Hogwartu. Spotkanie z młodą Weasley miałam o 18.00 w Trzech Miotłach, dopiero była 10. Stwierdziłam, że ten czas spędze z rodzicami przed telewizorem. Moja mama zrobiła popcorn i wraz z mężem i ze mną oglądaliśmy jakieś komedie.


~~~~~~~


 W tym samym czasie młody arystkokrata przebywał wraz z matką w ich nowej rezydencji, która mieściła się nieopodal Londynu. Po wojnie Narcyza z Draco wynieśli się z Malfoy Manor, zabierając wszystkie kosztowności i zamykając przed Lucjuszem wszystkie skrytki. Malfoy był szczęścliwy ze względu, że jego matka wreszcie zaczęła się uśmiechać i zachowywać jak kiedyś. Co nie znaczy, że nasz arystokrata zmiękł, on poprostu zawsze ściągał maskę w obecności matki, Blaise'a i Pansy. Tylko oni choć trochę poznali jego prawdziwe "ja". A wracając do Zabiniego dzisiaj ma się z nim spotkać w Hogsmeade o 16, by zakupić najpotrzebniejsze rzeczy do Hogwartu. Ze względu na to, że Diabeł chodzi z Wiewiórą mieli czas tylko do 20. Może nie lubi jej rodziny, ale ją toleruje. Jest to pierwsza dziewczyna, o którą Zabini naprawdę się stara, ale łatwo nie ma. Dobrze się dobrali diabeł i diablica. Na to porównanie Malfoy uśmiechnął się jak to na Malfoya przystało. Dochodziła 13 stwierdził, że pójdzie na odprężającą kąpiel i później się przygotuje. Jak postanowił tak zrobił.

~~~~~~~~

Dochodziła 13, więc postanowiłam pójść się przebiec. Po półgodzinnym biegu wziełam szybki prysznic i zaczęłam się ubierać. Założyłam czarne rurki, biały sweterek i czarne trampki. Długie włosy, które sięgały mi do połowy pleców, zaplotłam w kłosa. Powiedziałam rodzicą, że już ide, dałam im po buziaku i się teleportowałam. Trafiłam na zatłoczoną uliczkę wioski. Miałam jeszcze ponad 3 godziny do spotkania z Rudą. Byłam w Miodowym królestwie gdzie nakupiłam mnóstwo słodyczy. Później weszłam do Derwisza i Bangesa i kupiłam potrzebne książki, zapas pergaminów, piór i kociołek. Na końcu poszłam do Gladraga żeby zakupić nową szatę. Wszystko przeniosłam do domu. Zmierzałam już na spotkanie z Ginny, gdy zobaczyłam jakiegoś czarodzieja, który..


~~~~~~~


Zabini jak zwykle się spóźniał mieliśmy się spotkać w Trzech Miotłach. Minęło pół godziny już się miałem zbierać, gdy wpdał zdyszany Blaise.
-Cześć Smoku, sory za spóźnienie, ale matce wciąż się pogarsza- powiedział ze smętną miną i usiadł. Pani Zabini po wojnie wpadła w depresje po stracie męża.
-Ok, to co... Ognista?- zapytałem z uśmiechem. Przytaknął głową. Zawołałem kelnerkę i zamówiłem butelkę Ognistej. Po kilku kieliszkach Diabeł odzyskał swój nastrój błazna. Rozśmieszał wszystkich wkoło nie ważne czy ich znał czy nie. Dochodziła 18, więc powoli zaczeliśmy się zbierać. Przed pubem było zbiorowisko ludzi, którzy sie śmiali i klaskali. Podeszliśmy bliżej i to co zobaczyliśmy odebrało nam mowę..

~~~~~~~~


Zobaczyłam człowieka, który tańczył napoczątku tylko stałam i klaskałam, ale gdy wziął mnie za rękę i kilka innych osób postanowiłam, że co mi szkodzi potańcze. Prawie nikt nie wiedział o tym, że gdy byłam mała chodziłam na kursy tańca. Nauczył nas szybko kroków, ale z 10 osób zrobiły się 4. Zbiorowisko stało się jeszcze większe. Hermiona sprzed wojny, nigdy by się na coś takiego nie odważyła, ale Hermiona, która się we mnie obudziła po znalezieniu rodziców była inna. Nieodkryłam jej jeszcze w całości, ale dużo się zmieniłam. Hegsmeade po wojnie zaczęło tętnić życiem. Salwy oklasków, śmiechu i radości wypełniały moje uszy. Cieszyłam się życiem, poprostu byłam szczęśliwa.

~~~~~~~~~

-Czy to.. -zaczęłem.
-To Granger- dopowiedział Diabeł z równie wielkim szokiem co ja.
-Od kiedy ta kujonka umie tańczyć?
-Jeszcze dużo o niej nie wiesz, Malfoy-jak spod ziemi wyłoniła się Ruda z wrednym usmieszkiem i dała buziaka Blaise'owi- Cześć skarbie, może jak już tu jesteś to razem powiemy Mionie, że jesteśmy parą?
-Jeszcze jej nie powiedziałas?-spytał Diabeł.
-Nie miałam okazji. Była zbyt zajęta odnalezieniem rodziców. Miałam to zrobić dzisiaj- przysłuchiwałem się tej rozmowie, nie wiedziałem o tym, ze Granger ukryła gdzieś rodziców na czas wojny. Chociaż to takie w jej stylu troszczyć sie najpierw o innych później o siebie.
-To zabieraj ją, my będziemy czekać na was w środku- Ruda tylko się uśmiechnęła i poszła po Granger-No Smoku, idziemy jeszcze popić!- powiedział uradowany Diabeł i dał mi kuksańca w bok. Złapałem się za głowę, widząc zachowanie mojego kumpla, ale i tak uśmiechnęłem się pod nosem, bo dawno komuś z tej Złotej Trójcy nie dokuczałem. Potter pomógł mi, więc jego postram się oszczędzić, ale nikt mi nie zabroni dokuczać pozostałej dwójce. Z Malfoyowskim uśmiechem weszłem do pubu i rozsiadłem się wygodnie obok Diabła, który już zamawiał alkohol.

~~~~~~~~~

-Hemiona!- usłyszałam jakiś kobiecy głos- Hermiona!- coraz głośniej. Nagle poczyłam szarpnięcie i już byłam w objęciach swojej rudej przyjaciółki.
-Gin, idź juz za 5 minut przyjde- powiedziałam i posłałam jej uśmiech. Odwzajemniła go i weszła do środka- Musimy to jesze kiedyś powtórzyć Logan- powiedziałam do tancerza, który wyłowił mnie napoczątku z tłumu.
-Co Ty na to, że wyśle Ci sowe i w któryś dzień wybierzemy się do jakiegoś klubu?- powiedział zniewalająco się uśmiechając.
-Jasne, a teraz musze już iść, pa- usłyszam jak powiedział pa i ruszyłam do środka. Gdy podeszłam do stolika, który zajeła Ginny, byłam w szoku- Wszystkie inne stoliki są zajęte czy jak?- zapytałam i miałam przy tym chyba głupią minę, bo Malfoy i Zabini mnie wyśmiali- I z czego rżycie?
-Sama rżysz Granger!- powiedział już opanowany Malfoy.
-Dosyć!- krzyknęła Gin- Oni są tu, bo mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
-Więc mów- powiedziałam podejrzliwie. Co tu było grane, że Malfoy i Zabini siedzieli z nami przy tym samym stole?
-Po pierwsze będe z Tobą chodzić na tym samym roku!
-O Merlinie! Ginny to wspaniale!
-A po drugie to jestem razem z Zabinim- powiedziała tak cicho, że ledwie co ją słyszałam.
-Mogłabyś powtórzyć, bo usłyszałam, że jesteś z Zabinim.
-Dobrze usłyszała- powiedziałą Ruda, która spodziewała się wrzasków z mojej strony.
-Uff! Lepszy Zabini, niż Malfoy- powiedziałam z uśmiechem zapominając o tym, że oni tu siedzą.
-Co to miało znaczyć Granger?!- krzyknął zły arystokrata.
-Każdy wie, że zmieniasz dziewczyny jak rękawiczki, Zabini też, ale nie wiem dlaczego, on wydaje się bardziej rozważny. Pozatym jak ją zranisz będziesz mieć doczynienia ze mną- to ostatnie zdanie syknęłam do ucha Zabiniego, który się tylko uśmiechnął. Póżniej atmosfera się lekko rozluźniła (dzieki ognistej) i normalnie rozmawialiśmy. Nie licząc kłótni miedzy mną, a Malfoyem. Gdy dochodziła 21 pożegnałam się ze wszystkimi i pokłóciłam znów z Fretką. Teleportowałam się pod swój dom. To co zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach..