piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział VIII



"Bezmyślnych wyzwala ze smutku czas,
 mądrych logika."



Przez dwa kolejne dni robiłam to samo; wstawałam, jadłam, rozmawiałam chwilę z babcią i pisałam jeszcze najważniesze rzeczy w moim "pamiętniku". Miałam jeszcze niecałe cztery dni, które zamieniły się w jeden. Dwa calutkie dni siedziałam w bibliotece i czytałam wszystko co było związane z tym zaklęciem. Trzeci dzień spedziłam na główkowaniu nad tą figurką. Niestety nic mi to nie dało. Nie dowiedziałam się niczego nowego, oprócz tego, że ten ktoś mnie nienawidzi. Jeśli ten ktoś myśli, że wprawi mnie w jakąś depresję to się grubo myli. Ciężko mi będzie żyć z myślą, że za rok tego dnia może mnie już nie być, ale trzeba być dobrej myśli! 
Czwartego dnia zbierałam składniki do eliksiru, który jest przeciw zaklęciem. Myślałam, że sprawniej pójdzie mi szukanie ich, ale jak się okazało oko skarabeusza egipskiego, mięta cytrynowa i pot testrala są bardzo rzadkimi i rzadko używanymi składnikami. Na szczęście babcia przyjaźni się z panem, który ma sklep ze składnikami. 
Został mi ostatni dzień kiedy jeszcze wszystko pamiętam. Dzień, który starałam się odkładać jak najdłużej. Muszę odwiedzić i poprosić o przysługę osobę, która może mnie nie nienawidzi, ale też i nie lubi. Nie wiem czy mi pomoże, ale staram się myśleć pozytywnie. 
Ubrałam się w zwykłe szorty i zielony top, gdyż dzisiaj jak od kilku dni było strasznie duszno. Zmniejszyłam wszystkie składniki i schowałam do torebki. Oznajmiłam babci, że będę po południu i teleportowałam się w okolice Hogwartu.
Wylądowałam na skraju zakazanego lasu. Był on tak samo magiczny i mroczny co zawsze. Pośród tłumów drzew, ścieżka, która prowadzi, dokąd? W sumie to kto wie? Ten las żyje własnym życiem. Ścieżki zmieniają swoje miejsca, płatając figle przechodnią. Drzewa potrafią mówić, lecz to pokazują tylko nielicznym, umieją chodzić i bić swoimi gałęziami istoty, które im zagrażają, bądź niepodpasują. Przez liście drzew bije poświata słońca, która daje złudzenie bezpieczeństwa. Nic bardziej mylnego. Zwierzęta są tu nieobliczalne. Raz mogą Ci pomóc, następnego dnia zechcą Cię zabić. Często można tu spotkać wilkołaki, bądź krwiopijców.
Otrząsając się z niepotrzebnych myśli ruszyłam w stronę zamku. Mijałam boisko od Quiddtch'a, jezioro przy, którym za kilka dni będą odpoczywać Hogwartczycy. Ukochane błonia. Z jednej strony cieszę się, że zawitałam tutaj, ale z drugiej jestem cała ogarnięta niepewnością. Co jeśli odmówi? Co jeśli zarząda czegoś, czego nie będę w stanie zrobić? Nie mogąc wytrzymać niepewności przyśpieszyłam kroku. Właśnie przekraczałam przez bramy szkoły magii Hogwart. Mojej szkoły. Miałam straszną potrzebę ruszyć w kierunku wieży Gryffindoru, zamiast tego poszłam w dół. Do lochów. Nigdy nie lubiłam się tu zaszywać. Zastanawiało mnie jak wychowankowie domu węża mogli tu przebywać. Zimno i wilgotno. O ile w lecie jest to pożyteczne, o tyle w zimie bezsensowne. Nie czułam się tu komfortowo. Zmierzałam do "jaskini króla wężów". Wziełam głęboki wdech i zapukałam pewnie. Gdy nie doczekałam się jakiejkolwiek odpowiedzi, zapukałam znów. I znowu nic. Pchnęłam lekko drzwi i weszłam.
-Witaj Granger- powiedział Snape za moich pleców- Jak zwykle bezczelna nie czeka, aż ktoś jej otworzy. Spodziewałem się Ciebie tutaj.
-Dzieńdobry panie profesorze wystraszył mnie Pan.
-Dobra Granger bez zbędnych uprzejmości, siadaj.
Usiadłam na drewnianym krześle naprzeciwko Snape'a, który znajdował się za biurkiem. Patrzył się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chyba ciążyło mu to, że się na niego patrzyłam, bo chrząknął i powiedział;
-Zamierzasz ze mną rozmawiać czy się tak na mnie patrzeć?
Znów ten sam Nietoperz wredny i ironiczny.
-Mam do Pana sprawę.
-Wiem.
-Skąd?
-A czy to ważne?
-Tak.
-Powiedzmy, że mam swoje źródła.
Prychnęłam.
-Coś nie pasuje?- wysapał.
-Ależ skąd. Przejdźmy do rzeczy, bo czas nie jest po mojej stronie.
-Słyszałem.
-Skąd?
-Co Ty Granger Proroka Codziennego nie czytasz? Ktoś z tej waszej imprezy się wygadał gazecie, za co dostał hajs, a głośno było!
-Więc stąd Pan wiedział, że przyjdę?
-Akurat nie stąd- powiedział tajemniczo i wlepił swoje czarne ślepia we mnie.
-Więc pomoże mi Pan?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Tak- wielki uśmiech zagościł na mojej twarzy, lecz tak jak myślałam jest haczyk- Wszystko posiada swoją cenę.
-Jaka jest pana?
-W tym roku będą zajęcia z mugoloznastwa obowiązkowe dla 7 klas. Dumbledore wyznaczył mnie jako nauczyciela, który będzie tego uczył.
Było widać, że jest zły z tego powodu. Uczył eliksirów i do tego musi uczyć mugoloznastwa. Jestem w szoku, że Dumbledore powierzył to komuś, kto nie ma zbytnio o tym pojęcia.
-Więc jeśli ja pomogę uwarzyć Ci eliksir, Ty pomożesz mi w mugoloznastwie. Mimo iż, wiem, że prawdopodobnie dałabyś radę sama uwarzyć ten eliksir, to wiem, że nie masz czasu, więc jesteś zależna odemnie. W dodatku jestem najlepszym z najlepszych- zakończył mało skromnie Snape.
Decyzję podjęłam jeszcze zanim tu przyjechałam.
-Zgadzam się. Jakie są warunki?
-Wytłumacze dyrektorowi, że będziesz moją "pomocnicą". Raz w tygodniu będziesz przeprowadzać lekcje mieszane Gryffindor-Slytherin. Dwoma pozostałymi domami ja się zajmę. Będziesz mogła odejmować/dodawać punkty i dawać szlabany, które będą odpracowywać u Ciebie i Filcha. Ale nie przesadzaj! Reszty dowiesz się jeszcze napoczątku roku.
-Dobrze.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym dałam mistrzowi eliksirów składniki z torebki i teleportowałam się do babci, która czekała już na mnie z obiadem. Resztę dnia spędziłam z nią.
Gdy kładłam się spać byłam już przygotowana na to, że już rano wszystko sprzed 7 dni, zapomnę. Czyli w sumie całe życie, oprócz 7 dni. Długo nie mogłam zasnąć, a jak już mi się udało był to niespokojny sen.


Leżałam na zimnej posadzce w jakiejś rezydencji. Nademną pochylała się jakaś kobieta, która patrzyła się na mnie szaleńczym spojrzeniem. Pytała się mnie o jakiś miecz. Nie odpowiadałam. Coś w jej oczach błysnęło. Był to zły znak, bardzo zły. Nagle wyjeła jakiś sztylet i rzuciła się na moją rękę. Czułam paraliżyjący ból na ręcę. Darłam się w niebogłosy żeby mnie ktoś uratował, ale też żeby sobie ulżyć. Po kilki minutach tej tortury przestała. Leżałam na tej zimnej posadzce, tylko teraz to zimno dawało mi ukojenie. Łzy leciały mi z oczu, a ręka potwornie piękła. Odważyłam się podnieść wzrok. Zobaczyłam, że jakeś stalowe spojrzenie jest we mnie wpatrzone. Widziałam tam autentyczny smutek. Z tym widokiem zemdlałam.


Obudziłam się cała zlana potem i zauważyłam, że babcia trzyma moją rękę i mnie uspokaja.
-To tylko zły sen- mówiła.
Już chciałam to potwierdzić, gdy rana na mojej ręce dała o sobie znać. Podwinęłam ramię i zobaczyłam to.
Było tam napisane "szlama". 
-Babciu co to? Dlaczego?- tyle pytań cisneło mi się na gardło, ale na żadne nie znałam odpowiedzi. Czułam okropną pustkę.
-Przeczytaj to, a wszystko zrozumiesz- powiedziała babcia ze smutkiem, dała mi jakąś opasłą książkę i odeszła. Odrazu wziełam się za lekturę.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~




Od pamiętnej imprezy minął już tydzień. Czyli Granger już o nas zapomniała. Może będę miał czystą kartę. Może pozwoli jeszcze raz się poznać. 
-Draco!- ruszyłem powoli w stronę krzyku oczywiście swojej rodzicielki.
-Tak matko?
-Mógłbyś kochanie jechać albo teleportować się do Malfoy Manor i odebrać paczkę. Bo jakiś czarodziej się pomylił i wysłał ją sowami tam i one zostawiły ją skrzatowi. I dostałam dzisiaj od niego list, że nie ma tylu sów żeby to wysłać, a dobrze wiesz, że on nie opuszcza tej przeklętej rezydencji.
-Dobrze mamo, zaraz wrócę.
Teleportowałem się z kwaśną miną pod rezydencję. Wszedłem do środka. Nic się nie zmieniło odkąd byłem tu ostatni raz. Nadal jest tu ponuro i tak, aż nazbyt arystokratycznie.
-Skrzacie!- krzyknąłem. Nic. Powtórzyłem to jeszcze kilka razy, gdy nie było efektu ruszyłem w kierunku kuchni, gdzie te małe stworzonka się zawsze zaszywały.
-Expelliarmus!
Usłyszałem tak dobrze mi znany syk, ale nie zdążyłem zareagować. Byłem pozbawiony, więc różdżki.
-Crucio!
Zrobiłem unik.
-Sectumspempra!
Kolejny unik. Chciałem uciec stąd jak najszybciej, dlatego szybko odwróciłem się i biegłem w kierunku spiżarni, gdzie mogłem się ukryć i zaplanować co mam zrobić. Niestety to był mój błąd, bo, gdy tylko odwróciłem się plecami do napastnika dostałem "Crucio".
-Widziałem, że jesteś miły dla szlamy. Ha! Że czujesz coś do szlamy! Do tej pieprzonej szlamy ze świętej trójcy! Nie tak zostałeś wychowany! Teraz poniesiesz tego konsekwencje. Ty, ona i wasi bliscy! Buahahahahahaha- słysząc ten śmiech spojrzałem cały sponiewierany prosto w jego oczy i naplułem na jego buty okazując niechęc do niego.
-Jak śmiesz! Drętwota!
Jeszcze kilka minut męczył mnie przeróżnymi klątwami, a później podstawił mi pod usta jakiś eliksir.
-Pij!
Wyczułem w nim eliksir nienawiści. Pamiętam go dobrze, bo robiliśmy go na szóstym roku.
-Nigdy!
-Jak sam tego nie zrobisz to Ci pomogę!
Przyłożył to do moich ust i przechylił. Zachłysnąłem się, ale wypiłem, bo zatkał mi buzię i nie miałem szans.
Czułem się otępiały, on zaczął mi gmerać w pamięci, czułem wyjmowane wpomnienia i zastępstwo za nie. Modyfikował mi pamięć.
-Nienawidze Cię... ojcze!
Po tych słowach nie miałem już poczucia ze światem. Straciłem przytomność.

Obudziłem się na kanapię w.. Malfoy Manor?!
-Och, wreszcie się panicz obudził!- zawołał rozradowany skrzat.
-Co się stało?- rzuciłem tylko szorstko.
-Panicz się przewrócił i stracił przytomność. Julek paniczowi pomógł- mówił przymilnie skrzat.
-Po co tu przyszedłem?
-Po paczkę, paniczu.
-Dawaj paczkę i znikaj.
-Już paniczu.
Po chwili skrzat wrócił z paczką.
-Proszę paniczu.
Kiwnąłem głową w dół i teleportowałem się spowrotem do matki.
-Twoja paczka- rzuciłem i już chciałem iść, gdy mnie zatrzymała.
-Blaise był tutaj i mówił, że Ginny strasznie dramatyzuje znowu, bo boi się o Hermionę.
-I po co mi to mówisz?
-Myślałam, że interesuję Cię co u panienki Granger.
-A co mnie może obchodzić jakaś nic nie warta szlama?- zapytałem drwiąco.
-Przecież dopiero co mi mówiłeś, że wasze stosunki się poprawiły.
Byłem w niezłym szoku.
-Coś Ci się musiało pomylić między mną, a tą szlamą zawsze była nienawiść i nigdy się to nie zmieni. Nie wiem co sobie ubzdurałaś- powiedziałem ze złością i ruszyłem do swojego pokoju.
Naprawdę nie wiem co strzeliło mojej matce do głowy. Przecież nienawidzimy się odkąd tylko się poznaliśmy i nagle mam się zacząć nią martwić? Przecież ja nawet nie wiem o co chodzi. Zresztą to tylko szlama. Nie powinna wogóle zaśmiecać moich myśli. Nie mówiąc nikomu wyszedłem na dwór, wziąłem miotłę i poszedłem się przelecieć.




~~~~~~~~~~~~~


Ostatnio odniosłam wrażenie, że na moim blogu wszystko idzie zbyt szybko. Bo rozdział 7, a Draco i Miona już się tak lubią? Trochę za szybko. Więc tu prosze rozdział 8, a wszystko zaczyna się od początku. Tak jak od pierwszego ich spotkania. On jej odrazu nienawidzi, bo jest nieczystej krwi, ona nim odrazu gardzi, bo jest zwykłym dupkiem.
Ten rozdział chciałabym zadedykować wyjątkowej osobie. Jest to osoba, która jest ze mną prawie od początku i odkąd zaczęła komentować robi to pod każdym moim rozdziałem, czym sprawia mi frajdę jak i daje mi motywację do dalszego pisania. Jest wspaniała pod tym względem, że jest szczera, mówi co jej się podoba i gdzie zrobiłam jakiś błąd. Jest również rewelacyjną pisarką. Jest to Nela B z bloga;http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/ dziękuje, że jesteś ♥

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VII



"Wspomnienia są częścią tego,
kim jestem.."


Szukałyśmy Teo z dobrych 10 minut, aż znalazłyśmy go przy barze. Pansy wzieła butelke Ognistej i porozlewała nam wszystkim do szklanek. Po trzech wypitych butelkach Czarna wreszcie poprosiła Notta o pomoc.
-Słuchaj Teo jest sprawa. Draco zachowuje się jak kompletny dupek i...
-..nic nowego- rzuciłam, bo alkohol rozplątał mi bardziej język. Pansy popatrzyła się na mnie spode łba i mówiła dalej;
-Mógłbyś nam pomóc w małej zemście?
Zastanawiał się chwilę, kalkulując "za" i "przeciw". 
-W sumie to co mi szkodzi. Mów co mam robić.
-No, więc masz zachowywać się z Mioną jak para. Macie sie przytulać, tańczyć tak erotycznie..
-Co!?- dopiero teraz doszło do mnie co ona powiedziała- I jak to ma niby być zemstą?!
-Miona zaufaj mi!
-Ale jak to mi pomoże się zemścić?
-Reszte zostaw na mojej głowie. Zrób z Teo to co do Ciebie należy, tylko wiarygodnie! A teraz na parkiet!
Pansy wygoniła nas żebyśmy tańczyli. Pokazywała żebyśmy byli bliżej siebie. Byliśmy bardzo blisko siebie. Czułam jego części ciała, które się o mnie ocierały. Postanowiłam nie być mu dłużna. 
Zatraciliśmy się w tej piosence. Tańczyliśmy jak zahipnotyzowani. Ta bliśkość była rozkoszna. Pobudzała zmysły, tak jak i ten alkohol, który wypiliśmy, a który teraz dudni nam w głowach. Krążył swoimi rękami po moim ciele, ale nie było to ani nachalne, ani zaborcze. Sprawiało mi przyjemność i bliskość, ktoręj od dawna nie czułam. Piosenka dobiegała końca Teo obrócił mną i zatrzymał na swoim kolanie w pozycji leżącej. 
Zobaczyłam, że Malfoy patrzy na nas ze złością w oczach! Chciałam doprowadzić go do furii i najwidoczniej wiedziałam jak to zrobić. Role się odwróciły. Przyciągnęłam Teo do siebie i pocałowałam namiętnie. Trwaliśmy tak, aż do chwili, gdy usłyszeliśmy trzask bitego szkła. Wstałam z uśmiechem na ustach i spojrzałam w stronę Malfoya. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy on patrzył się na jakąś postać, która teraz lewitowała przed sceną. Miała na sobie czarny płaszcz, który zakrywał całe ciało i twarz. Wyglądał teraz podobnie do śmieciożercy, ale byłam pewna, że to nie jest poplecznik Czarnego Pana. To właśnie ta postać zbiła jakąś figurkę, która powędrowała w powietrzu do mnie i do jeszcze jakiejś osoby, której nie zdążyłam zauważyć. Chwyciłam odłamki tej figurki w ręce i przyglądnęłam się jej. To był mój błąd. 
-Temporaliter Obliviate Mortem*!- usłyszałam zaklęcie, które mnie oprzytomniało. Było jak kubeł zimnej wody. Nie zdążyłam się przed nim uchylić. Jedyne co było dowodem, że dostałam to niebieski promień, który mnie trafił i zrobił na ręce, a dokładniej nadgarstku "tatuaż" "11.08.1999 koniec" Chwyciłam różdżkę i teleportowałam się do domu.
Chwyciłam walizkę pomniejszyłam ubrania z szafy oraz wszystkie potrzebne rzeczy i wrzuciłam do walizki. Na wierzch dałam odłamki tej figurki. Popatrzyłam się ostatni raz na pusty już teraz pokój (nie licząc mebli) i teleportowałam się do Francji do miejscowości Beauxbatons. Nazwa szkoły, która się tam znajduje pochodzi właśnie od nazwy tej miejscowości.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Gdy Granger zniknęła wraz z nią zniknął tajemniczy mężczyzna. Teraz zrobiło się zbiorowisko obok Pottera tak jakby to on był poszkodowany. Mimo, że Granger doprowadziła mnie do granic wytrzymałości. Właściwie przez co? Bo tańczyła z Teodorem? Czyżby wielki Draco Malfoy był zazdrosny? Gdzie moja maska?! Dlaczego pokazałem jej dzisiaj, że to co robiła mnie denerwowało?! Chyba za dużo wypiłem tej Ognistej! Ale napiłbym się jeszcze.
Podeszłem do baru nalałem sobie szklankę trunku i ruszyłem pewnie w stronę Pottera. 
Było wielkie zbiorowisko, bo każdy chciał zobaczyć jego "prezent" od nieznajomego. 
-Widział ktoś Mionę?!- krzyczała Ruda.
-Teleportowała się. Nie wiem gdzie- powiedział Teo, a gdy usłyszałem jego głos coś mnie zdusiło w środku.
-A wszystko z nią wporządku?- zapytała Weasley.
-Chyba taak- powiedział Nott nieco niepewnie.
Ruda odetchnęła. Postanowiłem powiedzieć im otrzeźwiającą prawdę.
-Jeśli przez mówiąc, że ma się "dobrze" miałeś namyśli śmierć.
-Co? -zapytała Ginny z niedowierzeniem, ale nie tylko ona patrzyła w osłupieniu na Draco. Teraz wszyscy gapie i zainteresowani Potterem zwrócili uwagę na tą rozmowę.
-Temporaliter Obliviate Mortem; zaklęcie, które sprawia, że w ciągu 7 dni człowiek zapomina o wszystkim co przeżył do tej pory. Osoba ta wiedzie normalne życie tylko, że od początku, bo nie posiada żadnych wspomnień. Jeśli w ciągu roku nie da się komuś przeciw zaklęcia, ta osoba umiera- zakończyłem nieco przygaszony. Jest to zaklęcie zakazane. Może je rzucić ktoś kto jest bardzo negatywnie nastawiony do tej osoby.
Przez tłum przeszedł wielki pomruk. Widziałem jak Ginny ledwo się trzyma, jak już prawie płacze. Blaise chciał do niej podejść, ale ona go odepchnęła. Wzięła głęboki wdech i krzyknęła;
-Koniec imprezy! Wszyscy macie w tej chwili zbierać się do domu! Zostaje tylko Malfoy, Zabini, Parkinson, Potter i Nott wszyscy inni wynocha!- Ruda była zdruzgotana tym co się dowiedziała.
Gdy już wszyscy wyszli rozpętało się piekło. Oczywiście w moją stronę. Wszyscy zadawali mi masę pytań jakbym to ja był winien. Tylko Ruda siedziała jakaś taka przygaszona i patrzyła się w jeden punkt.
Nagle jak błyskawica wstała i zadała jedyne najlogiczniejsze pytanie, które powinno być teraz zadane;
-Co jest przeciwzaklęciem?- pozostali wstrzymali oddech czekając na odpowiedź.
-Jest to.. eliksir. Bardzo trudno i mozolnie się go robi. Tyle pamiętam. Postaram się dowiedzieć więcej, a teraz żegnam was.
I wyszłem na dwór. Dzisiaj miałem spać u Blaise i będę u niego spać, ale dopiero jak oni wszyscy zasną, a ja będę mieć spokój. Poszłem się przejść po tak dobrze znanych mi ulicach Londynu. Było około 5 nad ranem. Słońce leniwie wstawało za horyzontu i oświetlało moją twarz dając spokój. Złudny, ale spokój.
Gdy już wróciłem było po 7 prawie wszyscy spali. Tylko Blaise siedział w kiblu i wymiotował. Byłem tak zmęczony, że wypiłem tylko eliksir na kaca i walłem się na pierwsze wolne łóżko.


~~~~~~~~~~~~~~~



Zaczęłam iść z walizką po tamtych ulicach, aż dotarłam do miejsca, które mnie interesowało. Gdy byłam na pogrzebie rodziców, taty mama, a moja babcia powiedziała, że w razie potrzeby mogę do niej przyjechać. Tak jak i ja jest czarownicą. Jedną z niewielu z mojej rodziny. Wzięłam oddech i zapukałam do drzwi. Otworzyła je starsza kobieta, która dobrze się trzymała. Mimo utraty syna. Synowej. No i męża. Wszyscy zginęli przez śmierciożerców mimo, że nie byli niczego winni. Mimo, że z magią nie mieli nic wspólnego.
-Cześć babciu- powiedziałam i wtuliłam się w nią.
-Cześć skarbie- babcia Elena nie zadawała żadnych pytań. Wiedziała, że i tak jej wszystko wytłumaczę. Tak było od małego. Aż wyjechała do Francji. Po śmierci męża...
Babcia zaprowadziła mnie do pokoju, który zawsze zajmowałam, gdy u niej byłam.
-Rozpakuj się, wykąp i za godzinkę jest śniadanie- powiedziała troskliwie babcia.
Rozejrzałam się po pokoju. Nic się nie zmieniło. Nadal była tu wielka drewniana szafa ładnie grawerowana. Ogromne łóżko z baldachimem. Sofa, stolik, 2 fotele, mini barek, telewizor, konsole, biurko, mała biblioteczka na moje książki, które przywoże ze sobą lub tam zostawiłam. Jednak moim ulubionym jest duże okno, z parapetem wyłożonym materacem, na którym spędzam większość czasu, gdy jestem u babci.
W pokoju miałam też drzwi, które prowadziły do łazienki. Rozpakowałam się, wzięłam rzeczy na przebranie i udałam się do łazienki.
Ubrana w czarne spodenki, czerwoną koronkową bluzkę na szerokich ramiączkach i zwykłe czarne sandałki zeszłam na dół do kuchni. Babcia miała wielki dom, który miał 3 piętra. Na 1 była kuchnia, duża łazienka, salon i pokój gościnny. Na 2 piętrze były 3 pokoje z łazienkami i gabinet. Gabinet i jeden z większych pokoi zajmowała babcia, a 2 pozostałe były dla rodziny, która przyjeżdżała w odwiedziny. Natomiast całe 3 piętro było do mojej dyspozycji. Były tam dwa pokoje; jeden wielki, który należał do mnie, a drugi nieco mniejszy był dla osoby, która, by mi towarzyszyła. Na ostatnim piętrze były też tajemne drzwi, do których miałam dostęp ja i babcia. Za tymi drzwiami była pracownia, w której zajmowałam się eliksirami, bądź ćwiczyłam zaklęcia. Było tam wszystko czego potrzebuje młoda czarownica; kociołki, składniki do mikstur, przepisy, książki, kukła na, której można było ćwiczyć zaklęcia. Miałam tam podstawowe składniki, ale dokupienie ich nie było problemem, bo znajdowaliśmy się w magicznej części Francji.
Na dole czekała już na mnie babcia ze śniadaniem. Bagietka, ser mozarella, pomidorki i świeżo zaparzona kawa. Jadłyśmy w milczeniu. Nie mogłam tego znieść. Opowiedziałam babci co się stało. Słuchała zmartwiona.
-Więc w ciągu siedzmiu, a właściwie już sześciu dni mnie zapomnisz?- spytała. Potaknęłam głową- Jaki masz plan?
-Skąd wiesz babciu, że mam plan?
-Zawsze go masz- uśmiechnęła się pokrzepjająco, odwzajemniłam ten gest- No więc?
-Odeszłam od przyjaciół dlatego, że nie chciałam, aby zamartwiali się, że ich nie pamiętam. Jeszcze dziś napisze do nich list. Moje jedyne wspomnienia jakie mi zostaną zaczynają się od teraz, czyli zapamiętam Cię babciu, ale nie będę pamiętać co z Tobą przeżyłam przed rzuceniem zaklęcia. Zamierzam wypisać jakieś ważne wspomnienia, cechy i opisać najbliższe mi osoby. Jak już wszystko zapomnę ten pamiętnik, w którym wszystko opisze będzie moim jedynym "drogowskazem". Jeśli wypisze to wszystko będę musiała udać się do pobliskiej biblioteki żeby trochę więcej się dowiedzieć o tym zaklęciu i zacznę robić przeciwzaklęcie.
-Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to powiedz.
Uśmiechnęłam się, dałam babciu buziaka w policzek i udałam się do swojego pokoju pisać list.


Drodzy; Harry, Ginny, Teo, 
Blaisie, Pansy i Malfoy'u!

Przepraszam, że opuściłam was tak bez słowa pożegnania.
Dostałam zaklęciem Temporaliter Obliviate Mortem. Malfoy zapewne wytłumaczył wam
na czym ono polega.
Podjęłam decyzję bardzo szybko, bo wiem, że nie pozwolilibyście mi wyjechać.
Nie potrafiłam pomyśleć o tym, że moge was nie pamiętać i przy was trwać.
Nie martwcie się spotkamy się, ale dopiero w Hogwarcie.
Postaram się zaradzić wszystkiemu co się zdażyło.
Mam mało czasu do zapomnienia, a wiele rzeczy do zrobienia.
Ginny, Harru pamiętajcie, że kocham was na dobre i złe!
Nie pytajcie gdzie się obecnie znajduje, bo wam nie odpowiem.

~Wasza Hermiona

Ps. Dowiem się kto to zrobił.


Przeczytałam jeszcze raz list i przyczepiłam do nożki Kiki mojej francuskiej sówki. Powinni go dostać dziś pod wieczór.
Wyjełam z szafy wielką książke, która była czysta w środku. Rzuciłam na nią kilka zaklęć, które chroniły ją przed podpaleniem, zniszczeniem i otworzeniem. Wyjęłam też album, który ze sobą wziełam.
Zaczęłam wypisywać pierwszą stronę.
"Jane i George Granger- rodzice.
Zostali zabici przez śmierciożerców, a dokładniej Bellatrix..."
Zaczęłam opisywać każdą osobę z osobna. Doszłam wreszcie do Malfoy'a.
"Draco Malfoy-czarodziej czystej krwi. Od dziecka nienawidził czarodzieji nieczytej krwi. Były poplecznik Czarnego Pana. Był do wszystkiego zmuszny przez ojca. Nienawidził mnie przez 7 lat. Wredny, zimny drań, które nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. Przystojny blondyn, niebieskie oczy, muskularny..."
Miałam wypisane wspomnienia i cechy: rodziców, Harrego, Ginny, Rona, Pansy, Blaisa, Teo, Całej rodziny Weasley, Babci Eleny, Dumbledora, Snape, Macgonagall i kilku mniej ważnych osób z Hogwartu. Jak skończyłam pisać było już po 22. Kilka razy babcia przychodziła i dawała mi jedzenie bądź picie oraz eliksir na kaca, o który poprosiłam, bo głowa dała o sobie znać. Nie zdążyłam pogłówkować nad tą figurką, ale jutro zrobie to napewno.
Wykończona wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać.


~~~~~~~


Wszyscy wstali w godzinach poobiednich. Zjedliśmy jakieś jedzenie, które znaleźliśmy i zabraliśmy się do roboty. Musieliśmy doprowadzić dom Blaisa do porządku zanim wróci jego matka. Niby mieliśmy dużo czasu, bo wracała dopiero jutro, ale nie umieliśmy cofnąć niektórych zaklęć, które rzuciła Granger. Więc troche nam zajęło główkowanie nad tym jak to naprawić. Okazało się jednak, że rzuciła zaklęcia nietrwałe, więc wszystko po jakimś czasie zniknęło. Jak na ironię rzucaliśmy przeróżne zaklęcia, a to samo sobie zniknęło! Och ta Granger! Niby taka przewidywalna, a tu prosze!
Gdy już wszystko posprzątaliśmy i mieliśmy się zbierać, do okna zaczęła pukać mała sówka.
Był to list od Granger. Ruda wyrwała go z rąk Diabłowi i zaczęła czytać na głos:


"Drodzy; Harry, Ginny, Teo, 
Blaisie, Pansy i Malfoy'u!"

Też mi coś! Wszystkich po imieniu, a mnie po nazwisku! Co ja jej takiego zrobiłem?! Rozumiem, że może mieć jakieś kompleksy patrzeć się na kogoś tak bosko przystojnego jak ja, ale trochę szacunku!

"Postaram się zaradzić wszystkiemu co się zdażyło.
Mam mało czasu do zapomnienia, a wiele rzeczy do zrobienia."


Sama chce temu zaradzić?! Przecież ona zapomni o wszystkich, z którymi miała jakiekolwiek wspomnienia. Zaczyna od zera. Ma czystą kartę dla innych. To znaczy, że nie będzie oceniać po tym co było! To znaczy, że może przestanie mnie nienawidzić! Troche nadzieji zagościło we mnie.
-Musimy ją znaleźć!- krzyknęła Weasley.
-Przecież ona tego nie chce i nam nie powie gdzie jest-odpowiedział Teo.
-Nie obchodzi mnie to! Nie moge stracić przyjaciółki!- upierała się rudowłosa.
-Ale Ginny zrozum..- próbował Blaise... na marne.
Nie dawała za wygraną. Wkońcu Harry, który stał jak narazie oparty o schody i przyglądał się tej całej scenie, zabrał głos.
-Przestańcie! Ginny jesteś jej przyjaciółką! Powinnaś wiedzieć, że jest silną dziewczyną i da sobie radę. Zapomniałaś? Najlepsza uczennica od czasów Roweny Rawenclaw. Zapomniałaś kto rozwiązał zagadkę z Bazyliszkiem? Albo kto był na tyle silny, by pokonać horkruksy? Kto stawił czoła Bellatrix?! Kto, by się trzymał tak dobrze jak ona po stracie rodziców?! Pogodziła się z tym, nie zrobiła sobie niczego co mogłoby uszkodzić jej zdrowie, a wiesz, że mogłaby być do tego zdolna! Ale ona jest silna, więc tego nie zrobiła! To jest nasza Hermiona i jeśli nie chce żebyśmy jej szukali to znaczy, że ma plan. A my jako dobrzy przyjaciele musimy wysłuchać jej prośby. Ona nam ufa i wierzy, że nie będziemy jej szukać. Ginny mi też jest ciężko z myślą, że moja przyjaciółka, wręcz siostra zapomni o mnie! Ale jeszcze ciężej mi z myślą, że za rok może zginąć! Nie mam zamiaru jej teraz szukać, a raczej jej pomóc. Chcę się jak najwięcej dowiedzieć o tym zaklęciu, a nie utrudniać jej zaplanowanych spraw. Napisała "Mam mało czasu do zapomnienia, a wiele rzeczy do zrobienia." Nie rozumiesz tego? Ona ma już gotowy plan. A jeśli dobrze pamiętasz jej plany zawsze działają.
Po tej "przemowie" Potter teleportował się w tylko sobie znane miejsce. Pierwszy raz od..? W sumie to pierwszy i jedyny raz słowa Pottera zrobiły na mnie wrażenie. Zresztą nie tylko na mnie. Wszyscy patrzeli osłupieni w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się ciemnowłosy. Ginny zamilkła. Chyba zrozumiała co miał jej do przekazania przyjaciel i postanowiła go posłuchać. Naprawdę jego słowa wywarły  na mnie wielkie wrażenie. Zaczęłem odczuwać szacunek do niego. Nikły, ale jednak.


~~~~~~~~~~~


*Zaklęcie wymyślone na rzecz mojego opowiadania. Zostało już wytłumaczone przez Draco.

Wena przyszła, więc jest też i rodział. Napoczątku to wszystko miało wyglądać kompletnie inaczej. Aż nagle wpadł mi pomysł z takim zaklęciem. Nie wiem czy wam się podoba. Proszę o zostawianie komentarzy. Nawet negatywne są lepsze niż żadne. Bo konstruktywna krytyka się przyda, bo może mi pomóc być "lepszą". Dziękuje serdecznie osobą, które czytają mojego bloga ♥

niedziela, 10 sierpnia 2014

Ważne!!!


Nie wiem czy komuś zależy na tym czy rozdział się pojawi, ale jak narazie BRAK.
Brak weny.
Brak czasu.
Mam pomysł na ten rozdział, ale jeszcze nie wszystko jest dokładnie przemyślane i nie wiem jak ubrać w słowa niektóre sceny, które chcę tu przedstawić. Dodatkowo słabo u mnie z czasem. Jak wiecie są wakacje, czyli jakieś wyjazdy, spotkania i te sprawy. Niecałe dwa tygodnie temu wróciłam do domu z dwutygodniowej kolonii i musiałam się "przyzwyczaić" do starego otoczenia. W dodatku jest u mnie 6 letnia kuzynka, więc utrudnia mi to pisanie. Postaram się dodać coś jak najszybciej. 
Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mojego bloga i życzę udanych wakacji!;*