sobota, 4 kwietnia 2015

Miniaturka


 W Hogwarcie właśnie obchodzili święta Wielkanocne. Rano w niedzielę Wielkanocną wszyscy uczniowie, którzy nie pojechali do swoich domów zasiedli razem do stołu i zjedli wspólne śniadanie. Jak na ironię losu dwójka nie pałających do siebie sympatią osób miała miejsce naprzeciwko siebie. Po wojnie uprzedzenia nie miały już większego znaczenia, jednak Draco Malfoy nie potrafił od tak zakolegować się z siedzącą naprzeciwko niego Hermioną Granger, a może tylko udawał. Nie nienawidził już jej, może nawet zdążył ją polubić, gdy razem odbudowywali Hogwart, ale nie przyzna się do tego dziewczynie. Dziewczynie, która zmieniła się i to bardzo, nie tylko pod względem wyglądu, ale i charakteru. Dziewczynie, która potrafiła go szczerze rozweselić. Dziewczynie, która rozbudziła w nim człowieczeństwo.
 Jednak to działało w obie strony. Hermiona również nie chciała się przyznać, że ten arystokratyczny, nadęty dupek zaczął coś dla niej znaczyć. On również się zmienił. Wystarczyło żeby wyrwał się spod władzy ojca i juz był innym człowiekiem.
 Prawda jest taka, że wojna zmienia ludzi, lecz nie zawsze na gorsze. Podczas, gdy na świecie jest tyle mroku szukamy kogoś kto przypomniałby nam, że światło jest wieczne i może jarzyć się słabszym blaskiem, lecz nigdy nie zgaśnie.
 Podczas wojny Harry wraz z Pansy byli dla siebie takim światełkiem- tak pozostało do teraz. Harry siedział obok Hermi, a Pansy obok Smoka. Puszczali do siebie porozumiewawcze oczka, bo od dawna widzieli, że między Mioną, a Draco coś iskrzy. Wiedzieli też, że zanim oni do tego dojdą (i o ile się przyznają do tego) minie bardzo dużo czasu. Postanowili wziąść więc sprawy w swoje ręce. Jako, że wiedzieli, że z okazji Wielkanocy Dumbledore chciał zorganizować przeróżne zabawy i tym podobne i, że wiedzieli, że organizatorem był Bill Weasley, postanowili uknuć małą intrygę, która właśnie dziś miała się spelnić.
-Moi drodzy uczniowie, mam dla was pewną niespodziankę- mówił dyrektor- z okazji tak miłego święta jak Wielkanoc, którą bedziemy obchodzić od tego roku, ze względu na zwyczaje mugolskie, postanowiłem jakoś uatrakcyjnić wam ten dzień i zorganizowałem masę atrakcji i zabaw!- ciągnął radośnie staruszek- Organizatorem będzie Bill Weasley, który opowie wam więcej. Przywitajmy go!

Jak przystało na hogwartczyków zaczęli klaskać, aż pojawił się najstarszy Weasley, który wymienił dyskretne spojrzenie z Pansy i Harrym, po czym zaczął mówić;
-Zorganizowałem dla was pewnego rodzaju grę, w której bedziecie brali udział po dwie osoby z różnych domów. Dostaniecie mapy i musicie zajść we wskazany punkt i zebrać chociaż 10 z 15 jajek żeby dostać nagrodę. Najlepsza dwójka otrzyma po 50 punktów dla swoich domów i nagrodę specjalną. Czas was porozdzielać- wziął porozpisywane nazwiska i zaczął czytać- Potter-Parkinson, Chang-Longbottom, Granger-Malfoy...
Właśnie wypowiedzeni wstali szybko z miejsc i zaczęli krzyczeć jedno przez drugie;

-Ja nie chce być z tą fretką!
-A ja nie chce być z tą.. tą.. dziewuchą nieczystej krwi!
Hermiona patrzyła się na niego lekko zdumiona, bo nie nazwał ją "szlamą" jak to miał w zwyczaju tylko użył grzeczniejszej formy. Jednak, gdy chwila zdumienia minęła, dodała;
-Napewno się pomyliłeś Bill z tym przydzielaniem, napewno da się coś jeszcze zrobić.
-Hermiono, nie marudź!- powiedział najstarszy Weasley.
-I, że Ty przeciwko mnie!- krzyknęła lekko rozjuszona.
-Właśnie Weasley swojej przyjaciółki młodszej nie chcesz posłuchać?- zapytał z drwiną Draco.
-Dosyć tego!- Macgonagall zabrała głos i wszyscy w sali zamilkli- jeszcze jedno słowo, a resztę dnia spędzicie na sprzątaniu Izby Przyjęć i pustych klas!
-Jeśli będę daleko od niej, to dlaczego, by..- nie dokończył, bo profesorka weszła mu w słowo.
-Razem oczywiście, Draco- uśmiechnęła się szyderczo i żadne z dwójki uczniów nie zabrało więcej głosu.
-W takim razie widzimy się za godzinę. Ubierzcie się wygodnie i bądźcie gotowi na wszystko!- powiedział rozradowany Bill.


************


 Po południu wszyscy uczniowie zebrali się na błoniach i byli gotowi do jednej wielkiej gry.
-Jest was garstka, bo tylko 20 osób, z czego wynika, że jest 10 drużyn, więc nie będziecie musieli czekać. Dostaniecie mapę, na której będzie zaznaczony jeden punkt. Musicie do niego dotrzeć. Znajdziecie na miejscu wielkie jajko. Jest to nowy wynalazek, symulator-magic3000. Jest to wielkie jajko, do którego musicie wejść i tam odbyć 15 przygotowanych zadań. Jeśli nie będziecie chcieli chociaż podjąć próby wykonania zadania, będziecie karani aż chociaż spróbujecie. Spróbowanie, lecz nie wiąże się z tym, że dobrze wykonacie zadanie. Życzę wam powodzenia!- powiedział i wreczył wszystkim mapy, rozentuzjazmowany Bill.
Wszystkie drużyny ruszyły ochoczo w swoim kierunku, tylko 2 uparte osoby kłóciły się, kto będzie trzymać mapę.
-Ty jesteś nieodpowiedzialny i ją zgubisz!- krzyknęła Hermiona.
-Ty za to jesteś zbyt odpowiedzialna, ale gnieciesz wszystko w rękach!- odkrzyknął Malfoy.
-Chociaż jej nie zgubie!
-Jak się nie pogodzicie to ide po Macgonagall i sprzątacie!- powiedział Bill bardzo spokojnie, lecz stanowczo.
Groźba zadziałała. Jak na komendę podzielili się mapą po połowie, tzn. prawą stronę trzymała Herm, a lewą Draco. Poszli w sobie znanym kierunku pozostawiając uśmiechającego się Billa samemu sobie.



*****


-Żeby w szkole magii zmuszali do sprzątania! Co za bzdura- powtarzał rozeźlony Draco.
-Zamkniesz się wreszcie!? Mówisz mi to samo w kółko od 5 minut!- Hermiona nie wytrzymała i wybuchła.
-Jak Ci przeszkadza to sobie uszy zatkaj- zadrwił chłopak.
-Dobrze wiesz, że to tak nie działa.
-A chcesz się przekonać.
-Och, daj spokój.
-No weź Granger, czyżbyś tchórzyła?
-Nie po poprstu chcę dobrze spędzić ten dzień.
-Jesteś ze mną, więc to będzie Twój najlepszy dzień w życiu, bo będziesz mogła patrzeć do woli na tak piękną osobę jak ja!
-Chyba tak próżną i zapatrzoną w siebie.
-Co powiedziałaś?!
-To co słyszałeś Malfoy- Granger była o dziwo spokojna.
-Ty pusta idiotka nie waż się tak o mnie mówić!
-Odpuść Malfoy. Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia to się nie odzywaj. Jest to mój ulubiony dzień w roku, który zawsze spędzałam z rodzicami i nikt, nawet Ty nie zdoła mi go zepsuć.
Chłopak przez chwilę się nie odzywał, ale po chwili zapytał zaciekawiony;
-Dlaczego w tym roku nie pojechałaś do rodziny?
-Nie znalazłam ich po wojnie- odpowiedziała beznamietnie.
Po tym Malfoy nie odzywał się, aż odnaleźli owe jajko.

-Wow! Jest śliczne. Takie kolorowe- zachwycała się gryfonka.
-Takie, zbyt kolorowe- skomentował wychowanek domu węża udając odruch wymiotny.
Popatrzyli tylko na siebie spode łba i weszli do środka. Jakie było ich zdziwienie, gdy "jajko" przemówiło ludzkim głosem;
-Zasady są proste; 15 zadań, których musicie się podjąć, jeśli tego nie zrobicie będziecie karani, aż podejmiecie wyzwanie. Jednak podjęcie się nie znaczy zdobycia jajka. Za każde zadanie otrzymacie jajko. 
Zadanie 1
Wspólnie przenieście z pomocą czarów poduszkę na łóżko.
Ochoczo wzieli się do roboty śmiejąc się z łatwości zadania.
 Do zadania 9 mieli wyczarowywać coś lub wypowiadać jakieś zaklęcia.
Zadanie 10
Wyczarujcie patronusa.
I tu zaczęły się schody, gdyż musieli się bardzo skupić. Jednak jak przystało na najlępszych uczniów Hogwartu, wyczarowali patronusa.
Zadanie 11
Powiedzcie sobie o czym myśleliście wyczarowując patronusa.
-Nie zrobie tego!- krzyknął oburzony Draco.
-Będziesz karany, aż tego nie zrobisz- odpowiedziało jajko.
-Nie obchodzi mnie ..
Nie zdążył dokończyć, gdyż w tyłek uderzył go.. piorun!
-Auua- z grymasem na twarzy postanowił, że tym razem odpuści- Ty pierwsza Granger.
-Myślałam o dniu kiedy byłam z rodzicami w wesołym miasteczku. A Ty?- zapytała ciekawa.
-No wiesz o takich tam głupotach...- widać było, że chłopak wstydzi się powiedzieć. Hermiona pierwszy raz widziała go w takim stanie.
Gdy chłopak przez dłuższy czas nie odpowiadał znów strzelił go piorun.
-No już dobra, powiem!- krzyknął oburzony- Myślałem o piciu z Blaise'm.
-Daje Ci ostatnią szanse chłopaku. Powiesz prawdę albo nie otrzymacie jajka- odezwało się owe jajkowe pudełko.
-No dawaj Malfoy! Nie chce przez Ciebie stracić 50 punktów dla Gryffindoru- niecierpliwiła się Hermiona.
-Nie Granger, nie tym razem. Nie mogę Ci tego powiedzieć.
Dziewczyna była napradę zdziwiona, ale i zaintrygowana, bo pierwszy raz widziała Draco w takim stanie.
-Dostaniesz kolejną szansę na 14 zadaniu, a teraz zadanie 12;
Zatańczcie razem wolny taniec.
-Yyy.. nie ma muzyki- powiedziała dziwnym głosem Hermiona.
-Granger jąkasz się jak Weasley. Za dużo czasu z nim przebywasz- zadrwił jej kompan.
-Chociaż mam kogoś z kim mogę szczerze pogadać, a nie tak jak Ty. Twoim jedynym przyjacielem jest Twoje własne odbicie!
-Pansy i Blaise nie wyglądają jak moje odbicie, ale miło, że wszędzie widzisz mnie.
-Eghh! Jesteś.. jesteś- nie zdążyła się wypowiedzieć, ponieważ oboje dostali piorunem- Ale to boli!
-Ma boleć, hyhyhy- zaszydziło jajko- A teraz albo zatańczycie, albo kolejny piorun.
Z pewną niechęcią złapali się za ręce.
-Macie być wtuleni w siebie- z lekkim wahaniem uczynili to, a wtedy jajko włączyło muzykę.
Przylgnięci do siebie, tańczyli chłonąc swoją bliskość i perfumy. Nawet nie zauważyli, że piosenka się skończyła. Pierwsza oprzytomniała Granger, rumieniąc się i odchodząc na znaczną odległość.
-Nie było, aż tak źle- skwitowała udając opanowanie, choć w środku jego dotyk zrobił na nią wielkie wrażenie. Był delikatny, ale i stanowczy. Czując jego bliskość czuła się bezpiecznie, tak jakby już nigdy nie miało ją spotkać nic złego.
-No nie było najgorzej- dopowiedział z tą swoją wrodzoną obojętnością Draco. Choć prawda była taka, że taniec na nim także wywarł wrażenie. Pierwszy raz był tak blisko tej drobniutkiej gryfonki, która idelanie się wpasowała w jego ruchy, kroki, a nawet ciało. 
Nastała cisza, w której oboje analizowali cały taniec. Niestety, a może stety, została przerwana przez jajko;
Zadanie 13
Opowiedzcie sobie najbardziej nieprzyjemną sytuację, która dotyczy waszej dwójki patrząc się prosto w oczy.
-Ja zacznę- zgłosiła się Hermiona- Moją najgorszą sytuacją z Tobą było pierwsze wyzwanie mnie od szlamy. Wiem to trochę głupie, bo później wyzywałeś mnie tak przez cały czas, ale wtedy pierwszy raz ktoś wyzywał mnie ze względu na to, że jestem czarownicą mugolaczką. Osobiście nie widziałam w tym nic złego, więc tym bardziej bolało, gdy nowy uczeń nawet mnie nie znając wyzwał od najgorszych. Z drugiej jednak strony, dzięki temu stałam się silniejsza- zakończyła niepewnie Hermiona patrząs się w oczy Draco.
Draco nie odzywał się przez trochę czasu i Hermiona już otwierała usta żeby odpowiedzieć, gdy nagle zaczął;
-Ehh.. nie lubię tego wspominać- w jego oczach było widać autentyczny ból? żal? Hermiona nie była pewna, a on kontynuował- To było wtedy, gdy przez przypadek znalazłaś się w Malfoy Manor razem z Potterem i Weasleyem. Gdy Bellatrix -przełknął ślinę- wbiła Ci ostrze w ręke i napisała "szlama". Jednak najgorsze było to, że ja tam byłem. Stałem i nie zrobiłem nic żeby Ci pomóc. Nic, kompletnie nic- mówienie zaczęło sprawiać mu pewny problem- Ja.. naprawdę żałuje.. wiem.. wiem, że Ty nie wybaczysz mi tego, ale.. chciałbym Cię przeprosić, bo naprawdę tego żałuje. Nie oczekuje, że mi wybaczysz- wraz z wypowiedzeniem ostatniego zdania spuścił wzrok i zamilkł.
Hermiona była wpatrzona w niego z oszołomieniem, gdy już miała coś powiedzieć w drogę weszło jej jajko;
Zadanie 14
Ale przed nim daje Ci szansę chłopcze na poprawienie się.
Draco westchnął.
-To co powiem zostaje między nami Granger- powiedział z naciskiem.
-Ok.
-Nikomu nie wolno Ci tego powtórzyć i najlepiej jak sama też o tym zapomnisz, bo to nic nie znaczy! Jasne Granger?!
-No tak, mów już lepiej, a nie.
-Wyczarowując patronusa myślałem o widoku Ciebie nietrzeźwej, śpiącej u Pottera na kanapie w piżamie-kombinezonie z kapturem myszką. 
Kiedy mnie taką widziałeś?!- krrzyknęła zdezorientowana.
-W te wakacje, gdy odwiedziłem Pottera.
-Co za wstyd, co za wstyd!- powtarzała w kółko dziewczyna.
-Wyglądałaś bardzo uroczo jeśli Cię to pocieszy- uśmiechnął się pocieszająco.
-Widziałeś mnie pijaną w trupa, ubraną w mój kombinezonik myszkę! Gorzej być nie mogło- szlochała dziewczyna ze śmiechu.
-Ej, zawsze mogłaś być bez tej piżamy!- zaśmiał się blondyn.
-Hahahahhaha, no dobra, mogło być gorzej- zawtórowała mu śmiechem dziewczyna.
-Zadanie 14 wykonane- powiedziało jajko- czas na ostatnie zadnie;
Zadnie 15
Pocałujcie się.
-To chyba jakiś żart!- krzyknęli oboje.
-Przecież nie można nikogo do tego zmuszać- powiedziała pewnie kasztanowłosa.
-Jest to zadanie, którego nie musicie robić i nie wyciągnę z tego konsekwencji, ale zastanówcie się czy, aby napewno jesteście do tego zmuszani- powiedziało jajko i wypuściło ich na zewnątrz.
W jajku zleciało im tyle czasu, że już nastała noc, a zmiast słońca niebo oświetlały gwiazdy i księżyc. Razem sięgnęli po mapę, która leżała na ziemi i niechcący dotknęli się opuszkami. Przez ich dłonie przebiegł błękitny promień i wyrył na ich ręce tak jakby tatuaż, który był symbolem nieskończoności. Pod wpływem impulsu Draco nachylił się na dziewczyną i lekko musnął jej usta, ta nie będąc mu dłużna uczyniła to samo. Wymieniali się tak przez krótki moment pocałunkami, aż doszli do głeboko pożadanego przez nich od dawna namiętnego pocałunku. Całowali się tak jakby chcieli opowiedzieć i przeprosić za wszystkie lata, błedy za wszystko co uczynili względem siebie źle. Nie wiedzieli ile tak trwali, ale, gdy oprzytomnieli ruszyli w stronę zamku. 
Jednak po tej Wielkanocy między nimi już nic nie było tak samo. Już nie było nadętego dupka i nieczystej krwi, nieznośnej dziewuchy. Nadal sobie dokuczali i się droczyli, ale byli też dla siebie wszystkim. Znaleźli swoje światełko i czuwali, by nigdy nie zgasło...



~~~~~~~~~~~~~~~~~



Wiem, że dawno tu nie zaglądałam, ale brak czasu. Weny zresztą też nie miałam. Bardzo was za to przepraszam i wiem, że możliwe, że już nikt wogóle tego nie czyta, ale wstawiam tą miniaturkę, bo mam chwilę wytchnienia, a ciocia wena też mnie odwiedziła. 
Jak narazie nie wiem kiedy będzie rozdział, bo muszę sobie to wszystko poukładać, lecz o blogu oczywiście nie zapomniałam. 
Zobaczyłam, że ostatni post dodałam w sierpniu, no nie powiem, nie wiedziałam, że minęło aż tyle czasu. Przepraszam za tak długą przerwę.
Wesołych Świąt kochani!;*

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział VIII



"Bezmyślnych wyzwala ze smutku czas,
 mądrych logika."



Przez dwa kolejne dni robiłam to samo; wstawałam, jadłam, rozmawiałam chwilę z babcią i pisałam jeszcze najważniesze rzeczy w moim "pamiętniku". Miałam jeszcze niecałe cztery dni, które zamieniły się w jeden. Dwa calutkie dni siedziałam w bibliotece i czytałam wszystko co było związane z tym zaklęciem. Trzeci dzień spedziłam na główkowaniu nad tą figurką. Niestety nic mi to nie dało. Nie dowiedziałam się niczego nowego, oprócz tego, że ten ktoś mnie nienawidzi. Jeśli ten ktoś myśli, że wprawi mnie w jakąś depresję to się grubo myli. Ciężko mi będzie żyć z myślą, że za rok tego dnia może mnie już nie być, ale trzeba być dobrej myśli! 
Czwartego dnia zbierałam składniki do eliksiru, który jest przeciw zaklęciem. Myślałam, że sprawniej pójdzie mi szukanie ich, ale jak się okazało oko skarabeusza egipskiego, mięta cytrynowa i pot testrala są bardzo rzadkimi i rzadko używanymi składnikami. Na szczęście babcia przyjaźni się z panem, który ma sklep ze składnikami. 
Został mi ostatni dzień kiedy jeszcze wszystko pamiętam. Dzień, który starałam się odkładać jak najdłużej. Muszę odwiedzić i poprosić o przysługę osobę, która może mnie nie nienawidzi, ale też i nie lubi. Nie wiem czy mi pomoże, ale staram się myśleć pozytywnie. 
Ubrałam się w zwykłe szorty i zielony top, gdyż dzisiaj jak od kilku dni było strasznie duszno. Zmniejszyłam wszystkie składniki i schowałam do torebki. Oznajmiłam babci, że będę po południu i teleportowałam się w okolice Hogwartu.
Wylądowałam na skraju zakazanego lasu. Był on tak samo magiczny i mroczny co zawsze. Pośród tłumów drzew, ścieżka, która prowadzi, dokąd? W sumie to kto wie? Ten las żyje własnym życiem. Ścieżki zmieniają swoje miejsca, płatając figle przechodnią. Drzewa potrafią mówić, lecz to pokazują tylko nielicznym, umieją chodzić i bić swoimi gałęziami istoty, które im zagrażają, bądź niepodpasują. Przez liście drzew bije poświata słońca, która daje złudzenie bezpieczeństwa. Nic bardziej mylnego. Zwierzęta są tu nieobliczalne. Raz mogą Ci pomóc, następnego dnia zechcą Cię zabić. Często można tu spotkać wilkołaki, bądź krwiopijców.
Otrząsając się z niepotrzebnych myśli ruszyłam w stronę zamku. Mijałam boisko od Quiddtch'a, jezioro przy, którym za kilka dni będą odpoczywać Hogwartczycy. Ukochane błonia. Z jednej strony cieszę się, że zawitałam tutaj, ale z drugiej jestem cała ogarnięta niepewnością. Co jeśli odmówi? Co jeśli zarząda czegoś, czego nie będę w stanie zrobić? Nie mogąc wytrzymać niepewności przyśpieszyłam kroku. Właśnie przekraczałam przez bramy szkoły magii Hogwart. Mojej szkoły. Miałam straszną potrzebę ruszyć w kierunku wieży Gryffindoru, zamiast tego poszłam w dół. Do lochów. Nigdy nie lubiłam się tu zaszywać. Zastanawiało mnie jak wychowankowie domu węża mogli tu przebywać. Zimno i wilgotno. O ile w lecie jest to pożyteczne, o tyle w zimie bezsensowne. Nie czułam się tu komfortowo. Zmierzałam do "jaskini króla wężów". Wziełam głęboki wdech i zapukałam pewnie. Gdy nie doczekałam się jakiejkolwiek odpowiedzi, zapukałam znów. I znowu nic. Pchnęłam lekko drzwi i weszłam.
-Witaj Granger- powiedział Snape za moich pleców- Jak zwykle bezczelna nie czeka, aż ktoś jej otworzy. Spodziewałem się Ciebie tutaj.
-Dzieńdobry panie profesorze wystraszył mnie Pan.
-Dobra Granger bez zbędnych uprzejmości, siadaj.
Usiadłam na drewnianym krześle naprzeciwko Snape'a, który znajdował się za biurkiem. Patrzył się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chyba ciążyło mu to, że się na niego patrzyłam, bo chrząknął i powiedział;
-Zamierzasz ze mną rozmawiać czy się tak na mnie patrzeć?
Znów ten sam Nietoperz wredny i ironiczny.
-Mam do Pana sprawę.
-Wiem.
-Skąd?
-A czy to ważne?
-Tak.
-Powiedzmy, że mam swoje źródła.
Prychnęłam.
-Coś nie pasuje?- wysapał.
-Ależ skąd. Przejdźmy do rzeczy, bo czas nie jest po mojej stronie.
-Słyszałem.
-Skąd?
-Co Ty Granger Proroka Codziennego nie czytasz? Ktoś z tej waszej imprezy się wygadał gazecie, za co dostał hajs, a głośno było!
-Więc stąd Pan wiedział, że przyjdę?
-Akurat nie stąd- powiedział tajemniczo i wlepił swoje czarne ślepia we mnie.
-Więc pomoże mi Pan?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Tak- wielki uśmiech zagościł na mojej twarzy, lecz tak jak myślałam jest haczyk- Wszystko posiada swoją cenę.
-Jaka jest pana?
-W tym roku będą zajęcia z mugoloznastwa obowiązkowe dla 7 klas. Dumbledore wyznaczył mnie jako nauczyciela, który będzie tego uczył.
Było widać, że jest zły z tego powodu. Uczył eliksirów i do tego musi uczyć mugoloznastwa. Jestem w szoku, że Dumbledore powierzył to komuś, kto nie ma zbytnio o tym pojęcia.
-Więc jeśli ja pomogę uwarzyć Ci eliksir, Ty pomożesz mi w mugoloznastwie. Mimo iż, wiem, że prawdopodobnie dałabyś radę sama uwarzyć ten eliksir, to wiem, że nie masz czasu, więc jesteś zależna odemnie. W dodatku jestem najlepszym z najlepszych- zakończył mało skromnie Snape.
Decyzję podjęłam jeszcze zanim tu przyjechałam.
-Zgadzam się. Jakie są warunki?
-Wytłumacze dyrektorowi, że będziesz moją "pomocnicą". Raz w tygodniu będziesz przeprowadzać lekcje mieszane Gryffindor-Slytherin. Dwoma pozostałymi domami ja się zajmę. Będziesz mogła odejmować/dodawać punkty i dawać szlabany, które będą odpracowywać u Ciebie i Filcha. Ale nie przesadzaj! Reszty dowiesz się jeszcze napoczątku roku.
-Dobrze.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym dałam mistrzowi eliksirów składniki z torebki i teleportowałam się do babci, która czekała już na mnie z obiadem. Resztę dnia spędziłam z nią.
Gdy kładłam się spać byłam już przygotowana na to, że już rano wszystko sprzed 7 dni, zapomnę. Czyli w sumie całe życie, oprócz 7 dni. Długo nie mogłam zasnąć, a jak już mi się udało był to niespokojny sen.


Leżałam na zimnej posadzce w jakiejś rezydencji. Nademną pochylała się jakaś kobieta, która patrzyła się na mnie szaleńczym spojrzeniem. Pytała się mnie o jakiś miecz. Nie odpowiadałam. Coś w jej oczach błysnęło. Był to zły znak, bardzo zły. Nagle wyjeła jakiś sztylet i rzuciła się na moją rękę. Czułam paraliżyjący ból na ręcę. Darłam się w niebogłosy żeby mnie ktoś uratował, ale też żeby sobie ulżyć. Po kilki minutach tej tortury przestała. Leżałam na tej zimnej posadzce, tylko teraz to zimno dawało mi ukojenie. Łzy leciały mi z oczu, a ręka potwornie piękła. Odważyłam się podnieść wzrok. Zobaczyłam, że jakeś stalowe spojrzenie jest we mnie wpatrzone. Widziałam tam autentyczny smutek. Z tym widokiem zemdlałam.


Obudziłam się cała zlana potem i zauważyłam, że babcia trzyma moją rękę i mnie uspokaja.
-To tylko zły sen- mówiła.
Już chciałam to potwierdzić, gdy rana na mojej ręce dała o sobie znać. Podwinęłam ramię i zobaczyłam to.
Było tam napisane "szlama". 
-Babciu co to? Dlaczego?- tyle pytań cisneło mi się na gardło, ale na żadne nie znałam odpowiedzi. Czułam okropną pustkę.
-Przeczytaj to, a wszystko zrozumiesz- powiedziała babcia ze smutkiem, dała mi jakąś opasłą książkę i odeszła. Odrazu wziełam się za lekturę.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~




Od pamiętnej imprezy minął już tydzień. Czyli Granger już o nas zapomniała. Może będę miał czystą kartę. Może pozwoli jeszcze raz się poznać. 
-Draco!- ruszyłem powoli w stronę krzyku oczywiście swojej rodzicielki.
-Tak matko?
-Mógłbyś kochanie jechać albo teleportować się do Malfoy Manor i odebrać paczkę. Bo jakiś czarodziej się pomylił i wysłał ją sowami tam i one zostawiły ją skrzatowi. I dostałam dzisiaj od niego list, że nie ma tylu sów żeby to wysłać, a dobrze wiesz, że on nie opuszcza tej przeklętej rezydencji.
-Dobrze mamo, zaraz wrócę.
Teleportowałem się z kwaśną miną pod rezydencję. Wszedłem do środka. Nic się nie zmieniło odkąd byłem tu ostatni raz. Nadal jest tu ponuro i tak, aż nazbyt arystokratycznie.
-Skrzacie!- krzyknąłem. Nic. Powtórzyłem to jeszcze kilka razy, gdy nie było efektu ruszyłem w kierunku kuchni, gdzie te małe stworzonka się zawsze zaszywały.
-Expelliarmus!
Usłyszałem tak dobrze mi znany syk, ale nie zdążyłem zareagować. Byłem pozbawiony, więc różdżki.
-Crucio!
Zrobiłem unik.
-Sectumspempra!
Kolejny unik. Chciałem uciec stąd jak najszybciej, dlatego szybko odwróciłem się i biegłem w kierunku spiżarni, gdzie mogłem się ukryć i zaplanować co mam zrobić. Niestety to był mój błąd, bo, gdy tylko odwróciłem się plecami do napastnika dostałem "Crucio".
-Widziałem, że jesteś miły dla szlamy. Ha! Że czujesz coś do szlamy! Do tej pieprzonej szlamy ze świętej trójcy! Nie tak zostałeś wychowany! Teraz poniesiesz tego konsekwencje. Ty, ona i wasi bliscy! Buahahahahahaha- słysząc ten śmiech spojrzałem cały sponiewierany prosto w jego oczy i naplułem na jego buty okazując niechęc do niego.
-Jak śmiesz! Drętwota!
Jeszcze kilka minut męczył mnie przeróżnymi klątwami, a później podstawił mi pod usta jakiś eliksir.
-Pij!
Wyczułem w nim eliksir nienawiści. Pamiętam go dobrze, bo robiliśmy go na szóstym roku.
-Nigdy!
-Jak sam tego nie zrobisz to Ci pomogę!
Przyłożył to do moich ust i przechylił. Zachłysnąłem się, ale wypiłem, bo zatkał mi buzię i nie miałem szans.
Czułem się otępiały, on zaczął mi gmerać w pamięci, czułem wyjmowane wpomnienia i zastępstwo za nie. Modyfikował mi pamięć.
-Nienawidze Cię... ojcze!
Po tych słowach nie miałem już poczucia ze światem. Straciłem przytomność.

Obudziłem się na kanapię w.. Malfoy Manor?!
-Och, wreszcie się panicz obudził!- zawołał rozradowany skrzat.
-Co się stało?- rzuciłem tylko szorstko.
-Panicz się przewrócił i stracił przytomność. Julek paniczowi pomógł- mówił przymilnie skrzat.
-Po co tu przyszedłem?
-Po paczkę, paniczu.
-Dawaj paczkę i znikaj.
-Już paniczu.
Po chwili skrzat wrócił z paczką.
-Proszę paniczu.
Kiwnąłem głową w dół i teleportowałem się spowrotem do matki.
-Twoja paczka- rzuciłem i już chciałem iść, gdy mnie zatrzymała.
-Blaise był tutaj i mówił, że Ginny strasznie dramatyzuje znowu, bo boi się o Hermionę.
-I po co mi to mówisz?
-Myślałam, że interesuję Cię co u panienki Granger.
-A co mnie może obchodzić jakaś nic nie warta szlama?- zapytałem drwiąco.
-Przecież dopiero co mi mówiłeś, że wasze stosunki się poprawiły.
Byłem w niezłym szoku.
-Coś Ci się musiało pomylić między mną, a tą szlamą zawsze była nienawiść i nigdy się to nie zmieni. Nie wiem co sobie ubzdurałaś- powiedziałem ze złością i ruszyłem do swojego pokoju.
Naprawdę nie wiem co strzeliło mojej matce do głowy. Przecież nienawidzimy się odkąd tylko się poznaliśmy i nagle mam się zacząć nią martwić? Przecież ja nawet nie wiem o co chodzi. Zresztą to tylko szlama. Nie powinna wogóle zaśmiecać moich myśli. Nie mówiąc nikomu wyszedłem na dwór, wziąłem miotłę i poszedłem się przelecieć.




~~~~~~~~~~~~~


Ostatnio odniosłam wrażenie, że na moim blogu wszystko idzie zbyt szybko. Bo rozdział 7, a Draco i Miona już się tak lubią? Trochę za szybko. Więc tu prosze rozdział 8, a wszystko zaczyna się od początku. Tak jak od pierwszego ich spotkania. On jej odrazu nienawidzi, bo jest nieczystej krwi, ona nim odrazu gardzi, bo jest zwykłym dupkiem.
Ten rozdział chciałabym zadedykować wyjątkowej osobie. Jest to osoba, która jest ze mną prawie od początku i odkąd zaczęła komentować robi to pod każdym moim rozdziałem, czym sprawia mi frajdę jak i daje mi motywację do dalszego pisania. Jest wspaniała pod tym względem, że jest szczera, mówi co jej się podoba i gdzie zrobiłam jakiś błąd. Jest również rewelacyjną pisarką. Jest to Nela B z bloga;http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/ dziękuje, że jesteś ♥

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział VII



"Wspomnienia są częścią tego,
kim jestem.."


Szukałyśmy Teo z dobrych 10 minut, aż znalazłyśmy go przy barze. Pansy wzieła butelke Ognistej i porozlewała nam wszystkim do szklanek. Po trzech wypitych butelkach Czarna wreszcie poprosiła Notta o pomoc.
-Słuchaj Teo jest sprawa. Draco zachowuje się jak kompletny dupek i...
-..nic nowego- rzuciłam, bo alkohol rozplątał mi bardziej język. Pansy popatrzyła się na mnie spode łba i mówiła dalej;
-Mógłbyś nam pomóc w małej zemście?
Zastanawiał się chwilę, kalkulując "za" i "przeciw". 
-W sumie to co mi szkodzi. Mów co mam robić.
-No, więc masz zachowywać się z Mioną jak para. Macie sie przytulać, tańczyć tak erotycznie..
-Co!?- dopiero teraz doszło do mnie co ona powiedziała- I jak to ma niby być zemstą?!
-Miona zaufaj mi!
-Ale jak to mi pomoże się zemścić?
-Reszte zostaw na mojej głowie. Zrób z Teo to co do Ciebie należy, tylko wiarygodnie! A teraz na parkiet!
Pansy wygoniła nas żebyśmy tańczyli. Pokazywała żebyśmy byli bliżej siebie. Byliśmy bardzo blisko siebie. Czułam jego części ciała, które się o mnie ocierały. Postanowiłam nie być mu dłużna. 
Zatraciliśmy się w tej piosence. Tańczyliśmy jak zahipnotyzowani. Ta bliśkość była rozkoszna. Pobudzała zmysły, tak jak i ten alkohol, który wypiliśmy, a który teraz dudni nam w głowach. Krążył swoimi rękami po moim ciele, ale nie było to ani nachalne, ani zaborcze. Sprawiało mi przyjemność i bliskość, ktoręj od dawna nie czułam. Piosenka dobiegała końca Teo obrócił mną i zatrzymał na swoim kolanie w pozycji leżącej. 
Zobaczyłam, że Malfoy patrzy na nas ze złością w oczach! Chciałam doprowadzić go do furii i najwidoczniej wiedziałam jak to zrobić. Role się odwróciły. Przyciągnęłam Teo do siebie i pocałowałam namiętnie. Trwaliśmy tak, aż do chwili, gdy usłyszeliśmy trzask bitego szkła. Wstałam z uśmiechem na ustach i spojrzałam w stronę Malfoya. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy on patrzył się na jakąś postać, która teraz lewitowała przed sceną. Miała na sobie czarny płaszcz, który zakrywał całe ciało i twarz. Wyglądał teraz podobnie do śmieciożercy, ale byłam pewna, że to nie jest poplecznik Czarnego Pana. To właśnie ta postać zbiła jakąś figurkę, która powędrowała w powietrzu do mnie i do jeszcze jakiejś osoby, której nie zdążyłam zauważyć. Chwyciłam odłamki tej figurki w ręce i przyglądnęłam się jej. To był mój błąd. 
-Temporaliter Obliviate Mortem*!- usłyszałam zaklęcie, które mnie oprzytomniało. Było jak kubeł zimnej wody. Nie zdążyłam się przed nim uchylić. Jedyne co było dowodem, że dostałam to niebieski promień, który mnie trafił i zrobił na ręce, a dokładniej nadgarstku "tatuaż" "11.08.1999 koniec" Chwyciłam różdżkę i teleportowałam się do domu.
Chwyciłam walizkę pomniejszyłam ubrania z szafy oraz wszystkie potrzebne rzeczy i wrzuciłam do walizki. Na wierzch dałam odłamki tej figurki. Popatrzyłam się ostatni raz na pusty już teraz pokój (nie licząc mebli) i teleportowałam się do Francji do miejscowości Beauxbatons. Nazwa szkoły, która się tam znajduje pochodzi właśnie od nazwy tej miejscowości.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Gdy Granger zniknęła wraz z nią zniknął tajemniczy mężczyzna. Teraz zrobiło się zbiorowisko obok Pottera tak jakby to on był poszkodowany. Mimo, że Granger doprowadziła mnie do granic wytrzymałości. Właściwie przez co? Bo tańczyła z Teodorem? Czyżby wielki Draco Malfoy był zazdrosny? Gdzie moja maska?! Dlaczego pokazałem jej dzisiaj, że to co robiła mnie denerwowało?! Chyba za dużo wypiłem tej Ognistej! Ale napiłbym się jeszcze.
Podeszłem do baru nalałem sobie szklankę trunku i ruszyłem pewnie w stronę Pottera. 
Było wielkie zbiorowisko, bo każdy chciał zobaczyć jego "prezent" od nieznajomego. 
-Widział ktoś Mionę?!- krzyczała Ruda.
-Teleportowała się. Nie wiem gdzie- powiedział Teo, a gdy usłyszałem jego głos coś mnie zdusiło w środku.
-A wszystko z nią wporządku?- zapytała Weasley.
-Chyba taak- powiedział Nott nieco niepewnie.
Ruda odetchnęła. Postanowiłem powiedzieć im otrzeźwiającą prawdę.
-Jeśli przez mówiąc, że ma się "dobrze" miałeś namyśli śmierć.
-Co? -zapytała Ginny z niedowierzeniem, ale nie tylko ona patrzyła w osłupieniu na Draco. Teraz wszyscy gapie i zainteresowani Potterem zwrócili uwagę na tą rozmowę.
-Temporaliter Obliviate Mortem; zaklęcie, które sprawia, że w ciągu 7 dni człowiek zapomina o wszystkim co przeżył do tej pory. Osoba ta wiedzie normalne życie tylko, że od początku, bo nie posiada żadnych wspomnień. Jeśli w ciągu roku nie da się komuś przeciw zaklęcia, ta osoba umiera- zakończyłem nieco przygaszony. Jest to zaklęcie zakazane. Może je rzucić ktoś kto jest bardzo negatywnie nastawiony do tej osoby.
Przez tłum przeszedł wielki pomruk. Widziałem jak Ginny ledwo się trzyma, jak już prawie płacze. Blaise chciał do niej podejść, ale ona go odepchnęła. Wzięła głęboki wdech i krzyknęła;
-Koniec imprezy! Wszyscy macie w tej chwili zbierać się do domu! Zostaje tylko Malfoy, Zabini, Parkinson, Potter i Nott wszyscy inni wynocha!- Ruda była zdruzgotana tym co się dowiedziała.
Gdy już wszyscy wyszli rozpętało się piekło. Oczywiście w moją stronę. Wszyscy zadawali mi masę pytań jakbym to ja był winien. Tylko Ruda siedziała jakaś taka przygaszona i patrzyła się w jeden punkt.
Nagle jak błyskawica wstała i zadała jedyne najlogiczniejsze pytanie, które powinno być teraz zadane;
-Co jest przeciwzaklęciem?- pozostali wstrzymali oddech czekając na odpowiedź.
-Jest to.. eliksir. Bardzo trudno i mozolnie się go robi. Tyle pamiętam. Postaram się dowiedzieć więcej, a teraz żegnam was.
I wyszłem na dwór. Dzisiaj miałem spać u Blaise i będę u niego spać, ale dopiero jak oni wszyscy zasną, a ja będę mieć spokój. Poszłem się przejść po tak dobrze znanych mi ulicach Londynu. Było około 5 nad ranem. Słońce leniwie wstawało za horyzontu i oświetlało moją twarz dając spokój. Złudny, ale spokój.
Gdy już wróciłem było po 7 prawie wszyscy spali. Tylko Blaise siedział w kiblu i wymiotował. Byłem tak zmęczony, że wypiłem tylko eliksir na kaca i walłem się na pierwsze wolne łóżko.


~~~~~~~~~~~~~~~



Zaczęłam iść z walizką po tamtych ulicach, aż dotarłam do miejsca, które mnie interesowało. Gdy byłam na pogrzebie rodziców, taty mama, a moja babcia powiedziała, że w razie potrzeby mogę do niej przyjechać. Tak jak i ja jest czarownicą. Jedną z niewielu z mojej rodziny. Wzięłam oddech i zapukałam do drzwi. Otworzyła je starsza kobieta, która dobrze się trzymała. Mimo utraty syna. Synowej. No i męża. Wszyscy zginęli przez śmierciożerców mimo, że nie byli niczego winni. Mimo, że z magią nie mieli nic wspólnego.
-Cześć babciu- powiedziałam i wtuliłam się w nią.
-Cześć skarbie- babcia Elena nie zadawała żadnych pytań. Wiedziała, że i tak jej wszystko wytłumaczę. Tak było od małego. Aż wyjechała do Francji. Po śmierci męża...
Babcia zaprowadziła mnie do pokoju, który zawsze zajmowałam, gdy u niej byłam.
-Rozpakuj się, wykąp i za godzinkę jest śniadanie- powiedziała troskliwie babcia.
Rozejrzałam się po pokoju. Nic się nie zmieniło. Nadal była tu wielka drewniana szafa ładnie grawerowana. Ogromne łóżko z baldachimem. Sofa, stolik, 2 fotele, mini barek, telewizor, konsole, biurko, mała biblioteczka na moje książki, które przywoże ze sobą lub tam zostawiłam. Jednak moim ulubionym jest duże okno, z parapetem wyłożonym materacem, na którym spędzam większość czasu, gdy jestem u babci.
W pokoju miałam też drzwi, które prowadziły do łazienki. Rozpakowałam się, wzięłam rzeczy na przebranie i udałam się do łazienki.
Ubrana w czarne spodenki, czerwoną koronkową bluzkę na szerokich ramiączkach i zwykłe czarne sandałki zeszłam na dół do kuchni. Babcia miała wielki dom, który miał 3 piętra. Na 1 była kuchnia, duża łazienka, salon i pokój gościnny. Na 2 piętrze były 3 pokoje z łazienkami i gabinet. Gabinet i jeden z większych pokoi zajmowała babcia, a 2 pozostałe były dla rodziny, która przyjeżdżała w odwiedziny. Natomiast całe 3 piętro było do mojej dyspozycji. Były tam dwa pokoje; jeden wielki, który należał do mnie, a drugi nieco mniejszy był dla osoby, która, by mi towarzyszyła. Na ostatnim piętrze były też tajemne drzwi, do których miałam dostęp ja i babcia. Za tymi drzwiami była pracownia, w której zajmowałam się eliksirami, bądź ćwiczyłam zaklęcia. Było tam wszystko czego potrzebuje młoda czarownica; kociołki, składniki do mikstur, przepisy, książki, kukła na, której można było ćwiczyć zaklęcia. Miałam tam podstawowe składniki, ale dokupienie ich nie było problemem, bo znajdowaliśmy się w magicznej części Francji.
Na dole czekała już na mnie babcia ze śniadaniem. Bagietka, ser mozarella, pomidorki i świeżo zaparzona kawa. Jadłyśmy w milczeniu. Nie mogłam tego znieść. Opowiedziałam babci co się stało. Słuchała zmartwiona.
-Więc w ciągu siedzmiu, a właściwie już sześciu dni mnie zapomnisz?- spytała. Potaknęłam głową- Jaki masz plan?
-Skąd wiesz babciu, że mam plan?
-Zawsze go masz- uśmiechnęła się pokrzepjająco, odwzajemniłam ten gest- No więc?
-Odeszłam od przyjaciół dlatego, że nie chciałam, aby zamartwiali się, że ich nie pamiętam. Jeszcze dziś napisze do nich list. Moje jedyne wspomnienia jakie mi zostaną zaczynają się od teraz, czyli zapamiętam Cię babciu, ale nie będę pamiętać co z Tobą przeżyłam przed rzuceniem zaklęcia. Zamierzam wypisać jakieś ważne wspomnienia, cechy i opisać najbliższe mi osoby. Jak już wszystko zapomnę ten pamiętnik, w którym wszystko opisze będzie moim jedynym "drogowskazem". Jeśli wypisze to wszystko będę musiała udać się do pobliskiej biblioteki żeby trochę więcej się dowiedzieć o tym zaklęciu i zacznę robić przeciwzaklęcie.
-Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to powiedz.
Uśmiechnęłam się, dałam babciu buziaka w policzek i udałam się do swojego pokoju pisać list.


Drodzy; Harry, Ginny, Teo, 
Blaisie, Pansy i Malfoy'u!

Przepraszam, że opuściłam was tak bez słowa pożegnania.
Dostałam zaklęciem Temporaliter Obliviate Mortem. Malfoy zapewne wytłumaczył wam
na czym ono polega.
Podjęłam decyzję bardzo szybko, bo wiem, że nie pozwolilibyście mi wyjechać.
Nie potrafiłam pomyśleć o tym, że moge was nie pamiętać i przy was trwać.
Nie martwcie się spotkamy się, ale dopiero w Hogwarcie.
Postaram się zaradzić wszystkiemu co się zdażyło.
Mam mało czasu do zapomnienia, a wiele rzeczy do zrobienia.
Ginny, Harru pamiętajcie, że kocham was na dobre i złe!
Nie pytajcie gdzie się obecnie znajduje, bo wam nie odpowiem.

~Wasza Hermiona

Ps. Dowiem się kto to zrobił.


Przeczytałam jeszcze raz list i przyczepiłam do nożki Kiki mojej francuskiej sówki. Powinni go dostać dziś pod wieczór.
Wyjełam z szafy wielką książke, która była czysta w środku. Rzuciłam na nią kilka zaklęć, które chroniły ją przed podpaleniem, zniszczeniem i otworzeniem. Wyjęłam też album, który ze sobą wziełam.
Zaczęłam wypisywać pierwszą stronę.
"Jane i George Granger- rodzice.
Zostali zabici przez śmierciożerców, a dokładniej Bellatrix..."
Zaczęłam opisywać każdą osobę z osobna. Doszłam wreszcie do Malfoy'a.
"Draco Malfoy-czarodziej czystej krwi. Od dziecka nienawidził czarodzieji nieczytej krwi. Były poplecznik Czarnego Pana. Był do wszystkiego zmuszny przez ojca. Nienawidził mnie przez 7 lat. Wredny, zimny drań, które nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. Przystojny blondyn, niebieskie oczy, muskularny..."
Miałam wypisane wspomnienia i cechy: rodziców, Harrego, Ginny, Rona, Pansy, Blaisa, Teo, Całej rodziny Weasley, Babci Eleny, Dumbledora, Snape, Macgonagall i kilku mniej ważnych osób z Hogwartu. Jak skończyłam pisać było już po 22. Kilka razy babcia przychodziła i dawała mi jedzenie bądź picie oraz eliksir na kaca, o który poprosiłam, bo głowa dała o sobie znać. Nie zdążyłam pogłówkować nad tą figurką, ale jutro zrobie to napewno.
Wykończona wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać.


~~~~~~~


Wszyscy wstali w godzinach poobiednich. Zjedliśmy jakieś jedzenie, które znaleźliśmy i zabraliśmy się do roboty. Musieliśmy doprowadzić dom Blaisa do porządku zanim wróci jego matka. Niby mieliśmy dużo czasu, bo wracała dopiero jutro, ale nie umieliśmy cofnąć niektórych zaklęć, które rzuciła Granger. Więc troche nam zajęło główkowanie nad tym jak to naprawić. Okazało się jednak, że rzuciła zaklęcia nietrwałe, więc wszystko po jakimś czasie zniknęło. Jak na ironię rzucaliśmy przeróżne zaklęcia, a to samo sobie zniknęło! Och ta Granger! Niby taka przewidywalna, a tu prosze!
Gdy już wszystko posprzątaliśmy i mieliśmy się zbierać, do okna zaczęła pukać mała sówka.
Był to list od Granger. Ruda wyrwała go z rąk Diabłowi i zaczęła czytać na głos:


"Drodzy; Harry, Ginny, Teo, 
Blaisie, Pansy i Malfoy'u!"

Też mi coś! Wszystkich po imieniu, a mnie po nazwisku! Co ja jej takiego zrobiłem?! Rozumiem, że może mieć jakieś kompleksy patrzeć się na kogoś tak bosko przystojnego jak ja, ale trochę szacunku!

"Postaram się zaradzić wszystkiemu co się zdażyło.
Mam mało czasu do zapomnienia, a wiele rzeczy do zrobienia."


Sama chce temu zaradzić?! Przecież ona zapomni o wszystkich, z którymi miała jakiekolwiek wspomnienia. Zaczyna od zera. Ma czystą kartę dla innych. To znaczy, że nie będzie oceniać po tym co było! To znaczy, że może przestanie mnie nienawidzić! Troche nadzieji zagościło we mnie.
-Musimy ją znaleźć!- krzyknęła Weasley.
-Przecież ona tego nie chce i nam nie powie gdzie jest-odpowiedział Teo.
-Nie obchodzi mnie to! Nie moge stracić przyjaciółki!- upierała się rudowłosa.
-Ale Ginny zrozum..- próbował Blaise... na marne.
Nie dawała za wygraną. Wkońcu Harry, który stał jak narazie oparty o schody i przyglądał się tej całej scenie, zabrał głos.
-Przestańcie! Ginny jesteś jej przyjaciółką! Powinnaś wiedzieć, że jest silną dziewczyną i da sobie radę. Zapomniałaś? Najlepsza uczennica od czasów Roweny Rawenclaw. Zapomniałaś kto rozwiązał zagadkę z Bazyliszkiem? Albo kto był na tyle silny, by pokonać horkruksy? Kto stawił czoła Bellatrix?! Kto, by się trzymał tak dobrze jak ona po stracie rodziców?! Pogodziła się z tym, nie zrobiła sobie niczego co mogłoby uszkodzić jej zdrowie, a wiesz, że mogłaby być do tego zdolna! Ale ona jest silna, więc tego nie zrobiła! To jest nasza Hermiona i jeśli nie chce żebyśmy jej szukali to znaczy, że ma plan. A my jako dobrzy przyjaciele musimy wysłuchać jej prośby. Ona nam ufa i wierzy, że nie będziemy jej szukać. Ginny mi też jest ciężko z myślą, że moja przyjaciółka, wręcz siostra zapomni o mnie! Ale jeszcze ciężej mi z myślą, że za rok może zginąć! Nie mam zamiaru jej teraz szukać, a raczej jej pomóc. Chcę się jak najwięcej dowiedzieć o tym zaklęciu, a nie utrudniać jej zaplanowanych spraw. Napisała "Mam mało czasu do zapomnienia, a wiele rzeczy do zrobienia." Nie rozumiesz tego? Ona ma już gotowy plan. A jeśli dobrze pamiętasz jej plany zawsze działają.
Po tej "przemowie" Potter teleportował się w tylko sobie znane miejsce. Pierwszy raz od..? W sumie to pierwszy i jedyny raz słowa Pottera zrobiły na mnie wrażenie. Zresztą nie tylko na mnie. Wszyscy patrzeli osłupieni w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się ciemnowłosy. Ginny zamilkła. Chyba zrozumiała co miał jej do przekazania przyjaciel i postanowiła go posłuchać. Naprawdę jego słowa wywarły  na mnie wielkie wrażenie. Zaczęłem odczuwać szacunek do niego. Nikły, ale jednak.


~~~~~~~~~~~


*Zaklęcie wymyślone na rzecz mojego opowiadania. Zostało już wytłumaczone przez Draco.

Wena przyszła, więc jest też i rodział. Napoczątku to wszystko miało wyglądać kompletnie inaczej. Aż nagle wpadł mi pomysł z takim zaklęciem. Nie wiem czy wam się podoba. Proszę o zostawianie komentarzy. Nawet negatywne są lepsze niż żadne. Bo konstruktywna krytyka się przyda, bo może mi pomóc być "lepszą". Dziękuje serdecznie osobą, które czytają mojego bloga ♥

niedziela, 10 sierpnia 2014

Ważne!!!


Nie wiem czy komuś zależy na tym czy rozdział się pojawi, ale jak narazie BRAK.
Brak weny.
Brak czasu.
Mam pomysł na ten rozdział, ale jeszcze nie wszystko jest dokładnie przemyślane i nie wiem jak ubrać w słowa niektóre sceny, które chcę tu przedstawić. Dodatkowo słabo u mnie z czasem. Jak wiecie są wakacje, czyli jakieś wyjazdy, spotkania i te sprawy. Niecałe dwa tygodnie temu wróciłam do domu z dwutygodniowej kolonii i musiałam się "przyzwyczaić" do starego otoczenia. W dodatku jest u mnie 6 letnia kuzynka, więc utrudnia mi to pisanie. Postaram się dodać coś jak najszybciej. 
Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mojego bloga i życzę udanych wakacji!;*

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział VI


"Nie nazwłbym słabością zamiłowania do tego,
co piękne.
Może z wyjątkiem zamiłowania do Ciebie."





 Przez pół nocy nie mogłem zasnąć. Ona zaprzątała moją głowę. Wziąłęm prysznic, ale mimo wszystko czułem jej perfumy. Czułem dotyk jej ust na swoim policzku. Jakby żył własnym życiem. Tamto miejsce pulsowało ciepłem. Każdy zakamarek mojego mózgu, a wręcz całe moje ciało było wypełnione jednym słowem, które je napedzało "Hermiona". Przypominałem sobie wczorajszy calutki dzień. Zaczynając od tego jak ją zobaczyłem w drzwiach pubu i jej nie poznałem. Nie była wytapetowana jak większość dziewczyn. Nie miała spódniczki, która równie dobrze mogłaby być majtkami. Wyglądała dziewczęco, uroczo, ale też pociągająco. Nie wstydziła się mnie pouczyć, żebym zatkał buzię. To dziwne, bo zazwyczaj ciskała we mnie błyskawicami, a wczoraj uśmiechała się tak pięknie, że za taki uśmiech mógłbym poświęcić naprawdę wiele. Później jednak pojawiła się w niej niepewność. Nie podobało mi się to. Z jej oczu zniknęły uradowane iskierki, a pojawił się strach. Byłem jednak pewny, że, gdy zobaczy gdzie ją zabieram to się ucieszy. Gdy się już teleportowaliśmy i zobaczyła, że jesteśmy w jakimś zaułku zaczęła wrzeszczeć, że jestem jakimś "chorym zboczeńcem". Puściłem to mimo uszu i zarzuciłęm ją sobie na ramię. Ważyła tyle co nic. Wierzgała, ale nie dała rady moim mięśnią. Śmieszyły mnie jej nieudolne próby drapania, szczypania i wrzeszczenia na mnie. 
Gdy byliśmy już u celu jej oczy spowrotem zaczęły błyszczeć ze szczęścia i niedowierzenia. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Mieliśmy bilety na wszystkie atrakcje. Bawiliśmy się wspaniale. Śmialiśmy się, ale i kłóciliśmy. Ale nie były to kłótnie, które mogły urazić drugiego. To raczej było takie droczenie się, ze sobą. 
Poszliśmy do jakiegoś tunelu i płyneliśmy łódką. Powiedziałęm jej co się ostatniego wieczoru wydarzyło. Oswajała się z tym. Później spytałem się jej czy zaczniemy od początku . Zgodziła się. Gdy powiedziała, że i tak będzie mi dokuczać wrzuciłem ją do wody. Krzyczałem i nic. Nagle zamarłem, a co jak coś się jej stało? A jeśli nie umie pływać? A jeśli walnęła się o jakiś kamień? Ale nie, ona nagle wypłynęła wywróciła łódkę i krzyknęła, że gonię. Nie zdążyłem, jej dogonić, bo wypłyneliśmy na światło dzienne. Jakiś staruszek się z nas śmiał i powiedział, że zajmię się łódką. Ona wciągnęła mnie do toalety wysuczyła, dała buziaka i zniknęła.
 Czułem się jak w kinie. Jakbym nie wspominał tylko oglądał jakiś film. Nie poznaję siebie. Dobra zmieniłem się, ale żeby odrazu tak się zachowywać? Ona na mnie za mocno działa. To się musi zmienić.
Moje rozmyślania  przerwał stukot do okna. Zobaczyłem małą sówkę. Otworzyłem list, w którym było zaproszenie.



Cześć Malfoy!
Zapraszam Cię na urodziny Rudej
dziś o 18 u Blaisa.

~Granger

Ps.Masz zaproszenie tylko dlatego, że Blaisa chciał.
Zachowuj się! Masz ubrać się na czerwono, bądź czarno!


-Chyba los mi sprzyja- powiedziałem na głos. W mojej głowie zaczął tworzyć się plan jak spowrotem zbudować miedzy mną, a nią mur, który ostatnimi czasy się nieco pokruszył.


~~~~~~~~~~~~~


Gdy się teleportowałam zasnęłam odrazu ze zmęczenia. Z rana odwiedził mnie Blaisa i poinnformował mnie żebym wysłała też zaproszenia do Pansy, Teo i Malfoy'a. Wykąpałam się, ubrałam w krótkie spodenki i bluzkę na krótki rękawek i włosy uczesałam w warkocza. Znalazłam w biurku pióro, które samo pisze i zaczęłam dyktować zaproszenia. Miedzy innymi zaproszeni byli; Ja, Blaise, Malfoy, Pansy, Teo, Harry, Fred, George, Charlie, Percy, Bill i musiałam zaprosić też Ronalda ( ponieważ mimo wszystko jest to jej brat) Luna, Seamus, Katie, Colin, Neville, Angelina, Lee, Dean, Oliver, Cormac i kilka osób z Ravenclawu i Hufflepuffu. W sumie było około czterdziestu osób. Wziełam wszystkie zaproszenia i teleportowałam się do Hogesmade. Najpierw udałam się do poczty i powysyłałam wszystkie zaproszenia. Napisałam dodatkowe dla Logana i zapytałam czy zna jakiegoś DJ'a. Chciałam żeby muzyką zajął się DJ, bo tak będzie najlepiej.
Gdy już wszystkie sowy z zaproszeniami odleciały udałam się do jubilera. Kupiłam Ginny srebną bransoletkę z malutkimi czerwonymi kryształkami. W domu miałam też dla niej kupioną mp4, którą tak bardzo chciała.
Wyszłam przed sklep i już się miałam teleportować, gdy usłyszałam czyjś krzyk. Jak to ja zakradłam się pocichutku do jakiegoś zaułka. Zobaczyłam Dafne Grenngrass i Igora Karkarow. Jednego z poszukiwanych śmierciożerców. Rzucał się do niej o coś. Wyjełam różdżkę (tak w razie potrzeby) i przysłuchiwałam się dalej wymianie zdań.
-Zdradziłaś nas, wydałaś! Jesteś zwykłą suką!- krzyczał  Karkow.
-Nigdy nie byłam z wami! A suką to jest Twoja plugawa żona! Pieprzy się z wszystkimi za Twoimi plecami, a Ty tego nie widzisz! Naiwny, głupi śmierciożerca!
Karkow nie wytrzymał i rzucił na Grenngrass Crucio. Zaczęła się wić z bólu. Nie wytrzymałam wyskoczyłam i rzuciłam Expelliarmus w jego stronę. Patrzył się na mnie jak sparaliżowany. Jednak nie minęło kilka sekund, a rzucił się na mnie z pięściami. Nie zdążyłam zareagować i dostałam z pięści w brzuch kilka razy. Różdżka leżała za daleko mnie. "No to trzeba wykorzystać własną siłę jak uczył mnie kolega ostatnich wakacji" pomyślałam. Walłam go z pięści w nos, później w krocze i w brzuch. Podniósł się i walnął mnie w głowę. Ledwo stałam na nogach. Zaczął mnie dusić. Złączyłam ręce i walłam go w zgięcia łokcia. Odpuścił, ale zaraz potem znów mnie złapał. Nie miałam już siły. Krew nie dopływała mi do mózgu. Nie miałam czym oddychać. Nagle Karkow opadł nieprzytomny na ziemię, a Grenngrass trzymała w ręce różdżkę. Zaczęłam łapczywie łapać powietrze. Powoli odzyskiwałam trzeźwość myślenia. Krew zaczęła normalnie płynąć. Mózg był już dotleniony. Uzdrowiłam się kilkoma prostymi zaklęciami i wszystko było ok.
W tym czasie Dafne wezwała aurorów. Podała mi różdżkę.
-Dzięki Granger, gdyby nie Ty leżałabym tu martwa i zgwałcona. Dlaczego to zrobiłaś? Przecież mnie nienawidzisz- Grenngrass patrzyła się na mnie z niezrozumieniem w oczach.
-Wiesz mówią mi, że moja odwaga to głupota, ale ja poprostu walcze i pomagam tym co na to zasługują- powiedziałam i dodałam- Przepraszam brak czasu, do zobaczenia.
Usłyszałam jeszcze ciche "do zoba" i sie teleportowałam do siebie. Zostawiłam przent dla Ginny i zobaczyłam małą sówkę.



Hej Miona!
Znam dobrego DJ'a  i będzie dzisiaj mógł być.
Ja też będę.

~Logan



Uśmiechnęłam się i napisałam krótki liścik do Rudej, że idziemy dzisiaj o 18 na imprezkę do pubu. Teleportowałam się do Blaisa. Czekali tam na mnie Harry i Diabeł. Ściany na dzisiejszy dzień były czerwone i wystruj bazował na czerwonym i czarnym. Jak narazie chłopaki pokazali mi parkiet i miejsce dla Dj'a w jednym z pokoi (Blaisa miał równie dużą rezydencję, a nawet i większą od Malfoya), w drugim pokoju był barek z jedzeniem i piciem. Niestety były tylko dwie czerwone sofy i 3 stoły.
-Co tak mało tych sof i stolików?- zapytałam.
-Nie było więcej czerwonych- wzruszył ramionami Blaise.
-A od czego jest magia?- mrugnęłam- Geminio!- i teraz w pokoju znajdowało się 5 duplikatów sof i 6 stołów, więc w sumie było 7 sof i 8 stołów.
-Nieźle Granger.
-Co jeszcze macie?
-No to chyba starczy?- powiedział Harry niepewnie.
-Zero wyobraźni- skwitowałam.
Rozwaliłam ścianę między "jadalnią", a parkietem i jeszcze jedną gdzie miała być "bawialnia". Widząc zmartwioną jak i złą twarz Blaise dodałam, że za 24 godziny wszystko będzie spowrotem takie samo.
W bawialni był wielki dywan, który za pomocą zaklęcia "spongity" zamieniłam w wielką trampolinę. Za pomocą jeszcze kilku zaklęć dorobiłam; wielką czerwoną zjeżdżalnię, która kończyła się paszczą wiewiórki, fontannę z czekoladą, zrobiłam też miejsce na zabawę w "Gargulki" i "Eksplodującego durnia". Teraz wszystko prezentowało się rewelacyjnie. Parkiet był wyśrodkowany, po lewej była ta jadalnia, a po prawej bawialnia.
-Wow- tylko to wyrwało się z ust chłopaków.
-Dobra ja spadam, bo zbliża się 17- i już mnie nie było.
Wziełam prysznic i podeszłam do szafy, gdzie miałam już naszykowaną czerwono krwistą sukienkę. Była do połowy ud. Miała jeszcze czarny kołnierzyk i paseczek z kokardką. Ubrałam do tego czerwone szpilki. Zrobiłam kreskę eyelinerem, pomalowałam rzęsy i do tego czerwona szminka na usta. Włosy związałam w eleganckiego koka, z którego kilka pasm włosów wylatywało. Całość prezentowała się rewelacyjnie.
Była za osiem 18, więc wziełam prezent dla Ginny i teleportowałam się do niej.
Zapukałam do drzwi Nory i otworzyła mi Pani Weasley.
-Witaj Hermionko, Ginny jest na górze i jeszcze się szykuje, a chłopcy są już na imprezie- powiedziała mama Rudej i puściła mi oczko.
-Pójdę jej pomóc- powiedziałam i pobiegłam do pokoju Rudej- Hej Gin- podeszłam i dałam jej buziaka.
-Hej Mionka
-No więc z okazji Twoich urodzin życzę Ci; dużo szczęscia, pomyślności, żebyśmy były przyjaciółkami na całe życie i żeby nic nas nie rozdzieliło, więcej radości, mniej smutku, więcej odpałów, żebyś wytrzymała z Blaisem jak najdłużej, żebyście byli szczęśliwi i żeby on traktował Cię jak księżniczkę i ogólnie spełnienia marzeń! Kocham Cię!- dałam jej buziaka, przytuliłam i podarowałam prezent.
-Herm dziękuje, ale nie było trzeba, to Cie musiało kosztować fortunę.
-Oj Gin, dla Ciebie wszystko kochana, a teraz chodź trzeba Cie przygotować.
-Ale ja jestem przygotowana- patrzyła na mnie skołowoana Wiewiórka.
-A ubrałabyś dla mnie tą czerwoną sukienkę, którą ostatnio sobie kupiłaś?- spytałam i zrobiłam oczka proszącego pieska.
-Oj no dobra, ale nie patrz się tak na mnie!
Teraz Gin, ubierała się w czerwoną koronkową sukienkę z dekoltem i wycięciem na plecach gdzie były 3 kokardy. Ubrała czarne szpilki i poprawiła jeszcze włosy, które dziś wyprostowała. Śięgały jej aż po tyłek. Makijaż miała mocniejszy, ale wyglądała pięknie.
-I jak?- zapytała.
-Bosko, a teraz chodź- chwyciłam ją za rękę, Wybiegłyśmy przed jej dom i teleportowałam nas do Blaisa.
-Myślałam, że idziemy same- zatrzymała mnie podejrzliwie Ruda.
-Bo idziemy, tylko zapomniałam czegoś od Diabła- powiedziałam i szłam dalej, lecz zatrzymała mnie Gin.
-Miona, co Ty kombinujesz?
-Wezmę tylko to co zostawiłam i idziemy na imprezę.
-A co zostawiłaś?
-Ja?- nie wiedziałam co powiedzieć więc wyszło pierwsze co mi na język weszło- klucze!
-Klucze?
-Tak, klucze- mówiłam bardzo powoli zastanawiając się co powiedzieć dalej- Blaise mówił, że znalazł ostatnio moje klucze i żebym po nie wpadła w wolnej chwili.
-Ok, więc chodźmy- patrzyła się na mnie podejrzliwie przez cały czas.
Nie chciałam jej okłamywać, ale to miała być niespodzianka, a cel uświęca środki. Weszłyśmy do rezydencji Zabiniego, a gdy przekroczyłyśmy próg usłyszałyśmy głośne "Niespodzianka!". Wszyscy byli poubierani na czerwono tak jak było w zaproszeniach. Dziewczyny w sukienkach, bądź spódnicach. Mężczyźni w czerwone marynarki, kamizelki, szelki, spodnie, bluzki. Jedna wielka "Ognistość".
Gin patrzyła się na wszystkich uradowana i przyjmowała prezenty i życzenia. Gdy wszyscy już ją uściskali, podeszła do mnie i powiedziała.
-Klucze Miona, klucze!?
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się wraz z nią śmiać.
-A tak wogóle ta zjeżdżalnia wygląda genialnie! Ogólnie tu jest bosko!- cieszyła się młoda latorośl Weasleyów.
-Też tak sądze.
 Zaraz po tym została wzięta, do tańca przez Blaisa, a ja podeszłam do baru. Nie dane mi było jednak się czegoś napić.
-Zatańczysz- zapytał Logan.
Skinęłam głową i poszliśmy na parkiet.
-Dobrego DJ'a znalazłeś- powiedziałam.
-A dziękuje- skończyła się piosenka i zaczęła lecieć jaka wolna melodia- jeszcze jedna?
-Ok.


~~~~~~~~~~~~~


Miałem na sobie czarne spodnie, bluzkę i czerwoną marynarkę. Tańczyłem właśnie z Pansy, która ubrana była w czerwoną jedwabną sukienkę, w której bardzo dobrze się reprezentowała. Szukałem wzrokiem osoby, która działała na moje zmysły. Zobaczyłem ją z jakimś znajomym chłopakiem. Tańczyli przytuleni do siebie i się uśmiechali. Prychnęłem głośno. Czarna to chyba zobaczyła, bo się odezwała.
-Co jest Draco? Czyżby znów Granger zaprzątała Twoją głowę?
-Ona nigdy nie była w mojej głowie inaczej nazywana niż "szlama", więc odwal się Parkinson- byłem zły, że ktoś zauważył, że patrzę na Granger.
-Malfoy, kiedy przestaniesz patrzeć na ten status? Przecież wojna się już skończyła!
-Ale szlama zawsze pozostanie szlamą.
-Tak samo jak dupek, dupkiem!- Parkinson była wściekła. Mimo pozorów jakie kiedyś sprawiała, nie lubiła, gdy mówiłem do kogoś "szlama"- Pogadamy jak zmienisz nastawienie- dopowiedziała i zostawiła mnie na parkiecie samego.
Podeszłem do baru i zamówiłem Ognistą. Widziałem już Czarną jak tańczy z Potterem. Gdy mnie zobaczyła przybliżyła się do niego jeszcze bardziej i zaczęła coś mu szeptać i rozmawiać z nim. Przestałem się patrzeć na nią, bo zauważyłem, jak Granger powoli zbliża się w stronę baru, tzn. w moją stronę.
-Cześć Malfoy- powiedziała i się uśmiechnęła tak słodko jak wczoraj. Wziełem się w garść trzeba zacząć odbudowę muru.
-Cześć szlamciu- powiedziałem najbardziej jadowitym głosem jakim umiałem.
-Myślałem, że zaczynamy od początku- widziałem zdziwienie jak i smutek na jej twarzy.
-To źle myślałaś. Jesteś tylko nic nie wartą szlamą, a ja jestem arystokratą, po co miałbym się z Tobą zadawać? Wiedz, że Twoje miejsce jest na podłodze, tam gdzie lądują wszystkie szmaty- mówiąć to pchnąłem ją na podłegę.
Wstała i otarła niewidzialny kurz.
-Wolę być szlamą, ale za to z sercem, niż bezuczuciowym potworem, który uważa się kogoś lepszego- mówiła to ze spokojem. Widziałem łzy w jej oczach, które powstrzymywała. W gardle stanęła mi gula przez, którą nie mogłem nic powiedzieć. Myślałem, że będzie się wściekać i mnie uderzy, a ona w tym czasie powiedziała to spokojnie i odeszła.
Zobaczyłem ją po drugiej stronie baru jak gada z Nottem. Musiałem odreagować. Chwyciłem jakąs laskę, która stała najbliżej i wziąłem ją na parkiet.


~~~~~~~~~~~~~


Nie mogłam uwierzyć w to jak w jeden dzień zmienił się Malfoy. W sumie to czego ja oczekiwałam? Że będzie się teraz zachowywać jak przykładny książę? Byłam taka naiwna! Dałam się zwieść jego pozorom. Teraz obściskiwał się z jakąś dziewczyną, w której rozpoznałam Padmę Patil. Skoro on tak pogrywa, to dlaczego ja bym nie miała? Nie wiem co mną teraz targa, ale mam ochotę utrzeć nosa temu nadętemu arystokracie od siedmiu boleści.
-Hej Teo, idziemy tańczyć?- zapytałam uśmiechając się najpiękniej jak umiałam.
-Przed chwilą się o to Ciebie pytałem. Oj Miona rozkojażona jesteś.
Spłonęłam rumieńcem. Tak się zamyśliłam, że zapomniałam, że rozmawialiśmy razem.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Chodź puszczają teraz jakieś smęty, ale poprzytulać się można- powiedział i mrugnął do mnie.
Nie bałam się go. Wręcz przeciwnie czułam w nim takie wsparcie. Tak jakby jego ciało dawało mi nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Przylgnęłam do niego jeszcze bliżej, wtulając się w jego tors. Przetańczyliśmy tak pare piosenek w ciszy. W ciszy, która nam nie przeszkadzała. Nie myślałam o Malfoy, który był w pobliżu. Skupiłam się na ramionach mężczyzny, które otulały mnie jakby chroniąc przed złem.
Zmęczeni podeszliśmy do baru. Wypiliśmy butelkę Ognistej i poszliśmy na zjeżdżalnię i trampolinę. Bawiliśmy się jak małe dzieci. Nagle DJ zorganizował karaoke. Postanowiłam, że zaśpiewam wkońcu mam dosyć ładny głos. Zamówiłam piosenkę "Bezczel- nie umiemy żyć ze sobą". Uwielbiam ją.
Opisuję parę ludzi, którzy bez siebie nie istnieją. Taka prawdziwa miłość, która trwa mimo wszystko. Bo razem ciężko żyć, osobno źle.
Zaczęłam śpiewać nagle moje oczy zatrzymały sie na stalowych tęczówkach, które teraz wpatrywały się we mnie z zainteresowaniem, a nie z pogardą. Słowa same wypływały z mojego gardła i jakby wędrowały ku niemu.


"Coraz bardziej jestem pewien, że los dobrze nas zaprowadził.

Nie możemy istnieć bez siebie jak bez nocy dzień,
Jak bez ciemności światłość, jak bez życia śmierć,
Wiem, że rany na sercu przeze mnie zadane się goją powoli
I wiem, że to boli, Ty jesteś moją ostoją i chociaż nasze życia
To walka dwóch różnych światów
Moje życie bez Ciebie byłoby jak ogród bez kwiatów,
Ja czasami przy Tobie czuję się jak niemowa,
Bo w słowniku nie ma takich pięknych słów, żeby Cię zdefiniować 
I nawet wszystkie razem wzięte komplementy świata 
Są za brzydkie, żeby kogoś takiego nimi oplatać.



Pomimo mych wad wciąż mnie kochasz bezgranicznie,

Jesteś jak rzadki kwiat w ogrodzie botanicznym,
Tak wiele bym dał, by wymazać wszystkie krzywdy
Te złe wspomnienia stłamsić gdzieś, a zostawić te najlepsze.



Choć wiem, że ciężko uwierzyć w niektóre rzeczy co mówię.

Wiem, że trudno wymazać przykre wspomnienia
Są bolesne jak spacer na boso po rozżarzonych kamieniach,
Choć nie raz nie doceniam, jakie mnie szczęście spotkało,
Przetańczyć z Tobą noc całą chcę, dla mnie jeszcze to mało,




Za każdym razem rozchodzimy się, by do siebie wracać,

Jeszcze zanim się skończy kłótnia ja już chcę Cie przepraszać.
Mam trudny charakter i jestem tego świadom,



Jeszcze będzie czas, zobaczysz odwróci się karta,

Każdy dobry człowiek w życiu w końcu musi mieć farta,
Jeszcze będzie dobrze uwierz, ja to wiem
I czuję, że zakochuję się w Tobie z dnia na dzień
Coraz mocniej, pójdziemy na spacer, usiądziemy w cień
Będzie tak cudownie, jakby to był tylko piękny sen,
Jesteś dla mnie jak tlen do życia potrzebna,
Nawet wtedy, kiedy bywasz dla mnie taka wredna.
Jesteś jedynym przyjacielem, który nigdy nie zawiódł mnie,





Pomimo mych wad wciąż mnie kochasz bezgranicznie,

Jesteś jak rzadki kwiat w ogrodzie botanicznym,
Tak wiele bym dał, by wymazać wszystkie krzywdy
Te złe wspomnienia stłamsić gdzieś, a zostawić te najlepsze."


Kawałki zwrotek tak jakby przemawiały do mnie i do niego. Takie dziwne uczucie, które mnie zatapiało w jego oczach. Zeszłam ze sceny słysząc oklaski i zdziwnienie. Wkońcu pokazałam coś o czym inni nie wiedzieli.
Teraz na scenę wszedł Malfoy. Zamówił piosenkę "Ed Sheeran- Thing Out Loud". Znałam ją, bo ogólnie lubie tego wykonawcę. Zaczął śpiewać. Miał taki aksamitny głos. Czarował nim. Śpiewał niczym anioł.Wychwyciłam jego wzrok, który wpatrywał się prosto we mnie. Jego piosenka, była jakby odpowiedzią na moją.



"*Myślę o tym, jak

Ludzie zakochują się tajemniczymi sposobami
Może tylko przez dotyk dłoni
Ja, ja, zakochuję się w Tobie każdego dnia
I po prostu chcę ci powiedzieć, że jestem



Więc skarbie, teraz
Weź mnie w swoje kochające ramiona
Pocałuj mnie w świetle tysiąca gwiazd
Połóż swoją głowę na moim bijącym sercu
Głośno myślę
Może znaleźliśmy miłość właśnie tu, gdzie jesteśmy




Kiedy moje włosy odejdą i moja pamięć zblednie
a tłumy nie będą pamiętać mojego imienia
Kiedy moje dłonie nie będą grać na strunach w ten sam sposób
Czy ciągle będziesz kochać mnie tak samo?



Bo kochanie, Twoja dusza
Może nigdy się nie zestarzeć
Jest wiecznie zielona
Kochanie, Twój uśmiech jest na zawsze w moich myślach i pamięci



Myślę o tym, jak
Ludzie zakochują się tajemniczymi sposobami
Może to wszystko jest częścią planu
Ciągle będę robić te same błędy
Mając nadzieję, że zrozumiesz



Kochanie, teraz (oooooh)
Weź mnie w swoje kochające ramiona
Pocałuj mnie w świetle tysiąca gwiazd
Połóż swoją głowę na moim bijącym sercu
Głośno myślę
Może znaleźliśmy miłość właśnie tu, gdzie jesteśmy (ohh ohh)"


Został nagrodzony salwą oklasów. Wpatrywał się jeszcze przez chwilę moje oczy i zeszedł ze sceny. Widziałam, że idzie w moją stronę. Uciekłam. Wpadłam na jakiś taras i oparłam się o werandę. Nikogo w pobliżu nie było. Można było spokojnie pomyśleć.
Jak bardzo się pomyliłam. Po chwili obok mnie pojawił się Malfoy. Oparł się nonszlancko o barierkę i wpatrywał się we mnie.
Zdenerwowało mnie to. Bo jak on śmie? Najpierw mówi żebyśmy zaczeli od początku. Dzień później wyzywa mnie od szlam, a kilka godzin później zachowuje się tak?! Szczyt chamstwa.
-Czego tu chcesz?- warknęłam.
-Granger wrzuć na luz, co się tak wnerwiasz?
-Czego się wnerwiam?! Zachowujesz się jak jakiś kretyn! Najpierw chcesz zacząć od początku, póżniej zachowujesz się tak jak kiedyś, a następnie do mnie śpiewasz?!- nerwy mi coraz bardziej puszczały.
On stał taki spokojny i nic go nie ruszało.
-Przecież to było na żarty.
-Dobra w takim razie Ty nadal jesteś tym samym jebanym arystokratą, a ja szlamą, możesz już iść!
Patrzył na mnie w osłupieniu, ale po chwili się zreflektował.
-Dobra, jak chcesz. Nara- ostatnie słowo wręcz wysyczał.
W co on pogrywa? Nie wytrzymałam zaczęłam płakać. Za dużo wrażeń jak na dwa dni. Skuliłam się i płakałam. Znalazła mnie Parkinson.
-Czemu płaczesz Miona?
Nie wiem czy to przez alkohol, czy przez bezradność i chęć wygadania się komuś, wygadałam się jej. O dziwo zrozumiała mnie.
-Pomogę Ci się zemścić. Należy mu się. Niech wkońcu zobaczy jak to jest. Ale Ty też mi musisz w czymś pomóc.
-W czym?- zapytałam zaciekawiona.
-Bo ja.. no, bo.. Harry- plątała się.
-On Ci się podoba- bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Może troszkę- powiedziała zarumieniona.
-Nie ma sprawy, pogadam z nim przy najbliższej okazji- puściłam jej oczko- Aaa, więc mamy umowę?
-Tak, a teraz chodź po Notta, bo to on nam pomoże. A ja będę mogła się przekonać czy mam rację.
-W jakiej sprawie?
-Aaa... nieważne!- była lekko zmieszana i skryta, ale puściłam jej zachowanie, bo chciałam się zemścić- No więc chodź!



~~~~~~~~~~

*Piosenka jest odrazu przetłumaczona na język polski.